• Pośpiech bywa niebezpieczny – do spawania auto powinno być odpowiednio przygotowane.
  • Podczas spawania fachowiec powinien zawsze pamiętać o tym, co znajduje się po drugiej stronie blachy.
  • Uszkodzenia auta pozostawionego w warsztacie z reguły powinno pokryć OC serwisu – o ile warsztat je wykupił.

Czy samochód oddawany do warsztatu jest w nim bezpieczny? Nie zawsze! Czasem wystarczy odrobina nieuwagi, żeby doszło do naprawdę dramatycznych wydarzeń. Oczywiście, zwykle serwisy się tym nie chwalą i próbują po cichu i polubownie załatwić sprawę z poszkodowanymi klientami.

Tym razem jednak nagranie z kamery przemysłowej w warsztacie trafiło do sieci. Widać na nim, jak "fachowiec" spawa coś od spodu uniesionej na podnośniku kolumnowym Hondy Jazz. Prawdopodobnie był to wydech, chociaż akurat w przypadku aut tej marki powodów do spawania może być znacznie więcej. W ok. 20 sekundzie nagrania w kabinie auta widać już dym i pierwsze języki ognia. Tyle, że spawacz nie ma o tym pojęcia – może przecież sądzić, że smród spalenizny pochodzi ze spawania. Dopiero po kolejnej minucie, kiedy płomienie opanowują praktycznie całe wnętrze samochodu, mechanicy pracujący na sąsiednich stanowiskach wszczynają alarm – do tego momentu spawacz wciąż nie ma pojęcia, co zrobił!

Zaczyna się akcja ratunkowa, spawacz usuwa narzędzia spod auta, podnośnik zostaje opuszczony, a do wnętrza samochodu trafia zawartość gaśnic i wiadra wody – płomień udaje się zdusić, ale samochód z tak wypalonym wnętrzem raczej trafi już na złom. Nagranie pochodzi z serwisu w angielskim Yorkshire.

Jak do tego doszło? To proste – spawacz nie przygotował odpowiednio auta do wykonywanych przy nim robót. Prawdopodobnie auto trafiło na podnośnik tak jak stało – bez demontażu tapicerki po drugiej stronie elementów znajdujących się w pobliżu miejsca, gdzie wykonywany był spaw. Temperatura wzrosła, zajęły się dywaniki, od nich zapaliły się gąbki foteli – na szczęście nie doszło do rozszczelnienia baku i zapłonu paliwa!

Takie sytuacje w warsztatach blacharskich zdarzają się regularnie. Zresztą, nie tylko w blacharskich! Niekiedy wystarczy, że np. auto nie ma fabrycznej osłony termicznej wydechu (bo np. odpadała, albo ktoś ją usunął, bo brzęczała), a mechanik postanowi wymusić "dopalanie" filtra DPF , żeby od rozgrzanego do kilkuset stopni tłumika zaczęły topić się, a nawet palić dywaniki w kabinie! Kto w takiej sytuacji płaci za szkody? Każdy szanujący się warsztat powinien mieć ubezpieczenie OC, które powinno pokryć straty.