Logo
WiadomościAktualności"Auto Świat" na lato

"Auto Świat" na lato

Autor Robert Rybicki
Robert Rybicki

B yło to w czasach, gdy na postojach dla taksówek stali ludzie, a taksówki jeździły gdzie chciały. Dziś jest na odwrót.

W tamtych czasach dorabiano się fortun wożąc "na łebka". "Na łebka" woził każdy, nawet doktorzy, jadąc na dyżur, dorabiali sobie "łebkiem" na benzynę. Jeżeli czyta mnie ktoś z młodego pokolenia i przez to nie wie, co to za instytucja "łebek", niech zapyta tatusia albo babci, albo ... nieważne!"Na łebka" woziły autobusy nocne. Na placu Trzech Krzyży do dyspozycji były wozy-polewaczki. Stały też do dyspozycji na placu, dziś Bankowym, a wtedy Dzierżyńskiego. Autobusem nocnym lub polewaczką, za dychę, mogłeś rozwieźć towarzystwo po imieninach. W tamtych to czasach jeden z mych kolegów, Jasio niejaki, doznawał strasznych udręk wystając na postojach, szarpiąc się z rozmaitymi matkami z dziećmi na ręku albo jeszcze w brzuchu, które bezczelnie w ostatniej chwili podchodziły i zabierały ci sprzed nosa, wyczekaną przez godzinę, taxi. Aż nadszedł dzień zapłaty. Jasio kupił "małego fiacika". Podjechał nim pod postój.Podbiegła jedna osoba, szarpnęła za klamkę, ale Jaś ją zablokował. Druga osoba chciała być lepsza, szarpnęła, ale też nic nie wskórała. Poczęto wołać do Jasia, żeby otworzył od środka, bo coś się zablokowało. Ale Jaś nie odblokował. Jaś odkręcił tylko szybkę do połowy i flegmatycznie, z galicyjsko-krakowskim akcentem zagadał: trza se było kuuupić wóóóózzz!I odjechał. I to by było na tyle.Droga redakcjo!Dziwi mnie oszałamiająco piękna kobieta z facetem podobnym do morsa. Co one w nich widzą? Pytam sam siebie. Oczywiście - szmal i dobrą brykę. Nie liczy się intelekt i wartości duchowe. A ja co? Jestem mądry i urokliwy, żadna mnie nie zauważa, bo nie mam kasy. Ostatnio utyłem, bo moja sytuacja zmieniła się na lepsze. Wygrałem w totolotka. Dzisiaj znów widziałem piękną kobietę z pucołowatym facetem. Ona wyglądała tak, że Cindy Crawford może za nią torebkę nosić, a on - tępe spojrzenie, złoty łańcuch na szyi, bransoleta na prawym przegubie, sygnet wielkości brzoskwini i Mercedes "sześćsetka", w którym siedział. Ta dziewczyna to moja Niunia, a ten facet to ja. Ale ja to co innego. No nie?Pozdrowienia CzytelnikAutobiografia(z repertuaru zespołu Perfect)On miał dziesięć latmój kochany mały Fiat,można rzec, że był to grat.Łysych opon pisk,w środku niebywały ścisk,lecz jechałem z tobą w świat.Alpagi łyki krajobraz nam nikł,kiedym śmigał jak wiatr wstęgą szos,złym okazał się los,skrzynię biegów na miałzamienić chciał.Pomachałaś mu- jechał nowym BMW-utyp - posiadacz sklepów stu.W środku byłaś już,on ci wręczył bukiet róż,został po was tylko kurz.Po latach typzmienić miał życia tryb:oddał auto, sklepy i dom,a ja Fiata na złomnie dam, bo strzeże onod takich żon.Na wstecznym bieguNa rynku małego miasta cofa się duża i długa ciężarówka. Zza ciężarówki pomocnik wrzeszczy do kierowcy wychylającego się z szoferki:- Dawaj Heniek, dawaj!- Jeszcze? - pyta kierowca.- Dawaj, dawaj!- Jeszcze?- Dwaj Heniek, śmiało dawaj!- Jeszcze?- Dawaj Heniek, dawaj, dawaj polisę, bo wjechałeś kobicie w kufer!AbeesikKubuś jedzie samochodem z rodzicami na niedzielny spacer. - Zbliżamy się do giełdy - mówi tata. Kubusiu, czy już wiesz jakiego chcesz mieć pieska?- Kudłatego? Małego? Dużego? Czy jamnika? - dopytuje się mama.- Ja chcę takiego, jak ma Bartek z przedszkola.- Ale jakiego, Kubusiu?- Takiego z podnoszoną nogą.- Jakim autem jeździ Justyna Sieńczyłło?- Jeżdżę Nissanem Almerą. Jestem z niego bardzo zadowolona, zwłaszcza że kupiłam go po bardzo okazyjnej cenie. (U warszawskiego dilera).- Gdzie tego lata spędzi pani wakacje?- Jadę moją Almerą nad suwalskie jeziora z dziećmi, a potem z mężem nad Bałtyk. We wrześniu na krótko do ciepłych krajów.- Czy jest jakieś szczególnie przez panią ulubione miejsce postoju i posiłku w podróży?- Smażalnia ryb pod Miłomłynem w drodze nad morze. Serwują tam bardzo smaczne, świeże ryby. Gorąco polecam.- Wesołe zdarzenie mające związek z autem.- Zatrzymałam się kiedyś w podwarszawskiej miejscowości przed sklepem obuwniczym. Kiedy byłam w sklepie, ktoś "życzliwy" wypuścił powietrze z jednego koła. Nie mogłam sobie dać rady i wezwałam mojego męża, który niby rycerz na białym koniu, jadąc z drugiego końca miasta, pośpieszył mi z pomocą.

Autor Robert Rybicki
Robert Rybicki
Powiązane tematy: