Bouffier, startujący w Elmocie po raz pierwszy w karierze, wygrał również najwięcej, bo aż 7 z 14 odcinków specjalnych, a punkty zdobyte w Świdnicy pozwoliły mu objąć pozycję lidera Platinum Rajdowych Samochodowych Mistrzostw Polski.

- Fantastycznie jest wygrać rajd, w którym startuje się po raz pierwszy - powiedział Bryan Bouffier na mecie Elmotu. Jestem sczęśliwy, że mogłem uczestniczyć w tej imprezie, bo sądzę że to jeden z najładniejszych rajdów Polsce. Bardzo charakterystyczne są kręte partie w Walimiu - tam gdzie znajduje się poruszający pomnik poświęcony Marianowi Bublewiczowi i Januszowi Kuligowi.

Na słowa uznania zasłużył dzisiaj Michał Kościuszko, pilotowany przez Macieja Szczepaniaka (Peugeot). Krakowski kierowca, wicelider rajdu po pierwszym dniu, złapał kapcia na OS 7 i spadł na ósme miejsce. Świetna jazda na pozostałych próbach dała mu cztery oesowe zwycięstwa i awans na czwarte miejsce w rajdzie. W sumie Kościuszko wygrał 5 odcinków.

- Na pewno gdyby nie ta przygoda, strata prawie minuty, mogły być ciekawie - przyznaje Michał Kościuszko - Po stracie robiliśmy wszystko, żeby wrócić na podium. Niestety nie udało się i musimy się zadowolić czwartym miejscem. Jestem niezwykle zadowolony, że walczyliśmy z Bryanem jak równy z równym, raz on wygrywał raz ja. Jest pełen kontakt i na kolejnych rajdach będzie ciekawie. Myślę, że na szutrowych nawierzchniach będzie mi szło jeszcze lepiej, dobrze się na nich czuję.

Pozostałe dwa padły łupem Kajetanowicza, ubiegłorocznego zwycięzcy i aktualnego wicelidera mistrzostw Polski.

- Dziś i wczoraj była bardzo zacięta rywalizacja, rok temu było zupełnie inaczej - opowiadał "Kajto". - W stawce jest więcej samochodów S2000. W zeszłym roku było więcej farta w tym, że wygraliśmy, teraz trudniej było walczyć o drugie miejsce, niż wtedy o pierwsze. Jesteśmy bardzo zadowoleni, bo jechaliśmy tylko z niewielkimi problemami i cały czas szybko. Dla nas ma to ogromne znaczenie.

Leszek Kuzaj zajął dopiero 7. miejsce.

- Absolutnie jestem zadowolony z pozycji bo nic więcej nie mogłem zrobić i wydusiłem wszystko co mogłem z tego samochodu i z siebie również - podsumowuje Kuzaj. - Było bardzo wysokie tempo i musiałem wnieść się na wyżyny, żeby go rozpędzić. Tylko z góry się udawało go rozpędzić, pod górę absolutnie nie. Musieliśmy ryzykować w wielu miejscach. Auto całe, my na mecie, potrzebujemy dużo pracy nad mocą tego samochodu, bo jej po prostu nie ma. Ja niewiele mogę z tym zrobić, bo silnik i elektronika są od Tommi Makinen Racing i tak są to jedne z lepszych. Będziemy się modlić, żeby coś zrobili, bo tylko tyle chyba nam pozostało.