Pod maską modelu E V12 pracuje podwójnie doładowany, dwunastocylindrowy silnik o pojemności 6,3 l i mocy, uwaga, 800 KM. Moment obrotowy jest tak potężny, że można by dzięki niemu przesunąć Ziemię na inną orbitę. W końcu 1420 niutonometrów to naprawdę coś. Brabus najwyraźniej chce, by nasza planeta pozostała na swoim miejscu, więc z łaski swojej elektronicznie ograniczył moment do 1100 niutonometrów. Uff, nasz świat jest bezpieczny!
Moc przenoszona jest na tylne koła za pomocą wzmocnionego, pięciostopniowego automatu. Osiągi są obezwładniające nie tylko jak na ważącą prawie dwie tony i mierzącą prawie 5 metrów luksusową limuzynę – 3,7 s do setki, 9,9 s do drugiej setki, 23,9 s do trzeciej setki i maksymalnie 370 km/h. Trzysta siedemdziesiąt kilometrów na godzinę w Mercedesie klasy E – to robi wrażenie.Żeby ogarnąć ten ogrom mocy, Brabus postarał się o poprawiający aerodynamikę, wykonany z włókna węglowego bodykit nadwozia, dzięki któremu auto jest szersze o prawie 4 cm i ma zakryte tylne koła. Mamy także obniżone zawieszenie, potężne 19-calowe obręcze, blokadę tylnego mechanizmu różnicowego i wzmocnione hamulce.
Z kupnem tego auta wiążą się dwa problemy. Pierwszy to czas – powstanie tylko 10 egzemplarzy, więc nie ma za dużo czasu na zastanawianie się, czy naprawdę potrzebujemy tak szybkiej i tak złowieszczo wyglądającej limuzyny. Drugi problem to cena – totalny Brabus kosztuje prawie pół miliona euro. Niby dużo, ale z drugiej strony…