Według dokumentu śledczych z Brunszwiku w Dolnej Saksonii Diess, Poetsch i Winterkorn z premedytacją nie powiadomili inwestorów koncernu odpowiednio wcześniej o możliwych skutkach skandalu dieselgate z 2015 r. Wtedy to firma przyznała się do instalacji oprogramowania udaremniającego, które oszukiwało podczas testów emisji spalin w 11 mln pojazdów firmy z napędem Diesla.
Rada nadzorcza grupy VW poinformowała, że w związku z oskarżeniem niezwłocznie odbędzie się nadzwyczajne spotkanie kadry menedżerskiej, na którym dokument zostanie przedyskutowany. Zarząd miał już wcześniej przygotowywać się na ewentualność postawienia zarzutów na terytorium Niemiec – poinformował rzecznik firmy w oświadczeniu.
Prawnik Diessa podał zaś do informacji publicznej, że jego klient nie mógł przewidzieć reakcji rynku finansowego na aferę, a oskarżenie nie wpłynie na wypełnianie przez niego obowiązków w firmie.
Dochodzenie w sprawie manipulacji rynkiem rozpoczęto na wniosek Federalnego Urzędu Nadzoru Usług Finansowych (BaFin), który w połowie 2016 r. wskazał Winterkorna i Diessa jako możliwych podejrzanych. Trzy miesiące później na listę wpisano Poetscha.
W chwili wybuchu skandalu Diess zarządzał marką VW. Uprzednio na czele koncernu stał zaś Winterkorn, który złożył rezygnację kilka dni po wybuchu afery. Mimo tego utrzymywał, że nie wiedział wcześniej o skandalu.
W kilka dni po aferze akcje spółki straciły nawet 37 proc. wartości. Inwestorzy utrzymują, że postąpiliby inaczej, gdyby wiedzieli o zaistniałej sytuacji. Władze USA miały podejrzewać montowanie nielegalnego oprogramowania od 2014 r., a pytania Amerykanów miały wzmóc się na wiosnę 2015 r. – wskazała niemiecka prokuratura.
Sprawa manipulacji rynkiem jest niezależna od postępowania związanego z samym przyznaniem się do oszustw przy testach emisji przez VW.
Media przypominają, że afera dieslowa kosztowała niemiecki koncern motoryzacyjny już ponad 30 mld euro w grzywnach i innych opłatach.