Oficjalne zdjęcia znane są już od mają, ale prezentacja dotychczas ograniczała się do Internetu. Ferrari stopniowo przygotowywało dziennikarzy i wszystkich fanów. Chwilę po północy ze środy na czwartek na oficjalnej stronie pojawił się film promocyjny, na którym kamera przy dźwiękach techno pokazywała pustą drogę, ale po paru chwilach pojawił się samochód o nazwie California nawiązujący do słynnego 250 GT. Za kierownicą auta nie siedział nikt inny jak Michael Schumacher.
Ferrari oczekuje, że nowy model przypadnie do gustu osobom, które chcą codziennie korzystać ze swojego samochodu. Dotychczas auta włoskiego producenta nie nadawały się do codziennej eksploatacji, ale California ma to zmienić. Oczywiście przedstawiciele firmy oczekują również, że nowy coupe-kabriolet przyciągnie kolejnych klientów. Ferrari potrzebuje zwiększyć sprzedaż, chociaż nie można oczekiwać, że „czerwień z Maranello” stanie się masówką. W dzisiejszych czasach, kiedy cena ropy ciągle rośnie, a USA borykają się z problemami finansowymi negatywnie wpływającymi na gospodarki pozostałych krajów świata, trzeba szukać nowych sposobów na utrzymanie się na rynku. Problemy macierzystego Fiata wszyscy mają w żywej pamięci.
Ferrari California zapewne ma potencjał zwiększyć liczby sprzedaży i przyciągnąć nową klientelę. Pierwszy coupe-kabriolet z Maranello chce być nie tylko autem sportowym, ale także praktycznym. Nadal chodzi o samochód dla dwóch osób, ponieważ tylne fotele nie można nazwać nawet awaryjnymi, ale nie o to chodzi. Bardziej komfortowe właściwości jezdne powinny zapewnić „lepsze współżycie” z nowym Ferrari. Wbrew temu California nie straciła nic z błysku starszych braci. Nie brakuje mocnego silnika, w tym wypadku V8 o pojemności 4,3 l z bezpośrednim wtryskiem paliwa, który produkuje 338 kW (460 KM).
Ekologii zaczynają poświęcać wiele uwagi również producenci prestiżowych samochodów, w których dotychczas nie myślano o oszczędności kilku litrów paliwa. Konstruktorom udało się obniżyć zużycie paliwa o 30 %, a emisje CO2 osiągają poziom 305 g/km. Siła napędowa przenoszona jest na tylną oś za pośrednictwem 7-stopniowej 2-sprzęgłowej skrzyni biegów z czterema trybami pracy. Swoje miejsce znalazła przy tylnej osi, chodzi więc o układ Transaxle. Nie zapomniano ani o kontroli trakcji opracowanej przy współpracy z zespołem F1 Scuderia Ferrari oraz aktywnego zawieszenia z regulowanymi amortyzatorami MRC (Magnetic Ride Control).
Praktycznie każde nowe Ferrari jest supersportem, ale nowa California nie chce być samochodem, z którego można korzystać tylko na torze w czasie Ferrari Track Days. I tak auto przyśpiesza od 0 do 100 km/h poniżej 4 sekund.
Szeroka publiczność pozna nowe Ferrari California dopiero w Paryżu, gdzie za dwa tygodnie rozpocznie się salon samochodowy. Pierwsi właściciele opuszczą salon sprzedaży w nowym modelu California na początku przyszłego roku. Cena podstawowa auta wyniesie ok. 190 tys. dolarów.
Film prezentacyjny dostępny jest na oficjalnej stronie internetowej www.ferraricalifornia.com.