W zasadzie nic więcej nie jest wam do szczęścia potrzebne - tak przynajmniej powinno się wydawać. Ale może też być tak, że nie wszystkim podoba się Enzo - przecież po drogach całego świata jeździ ich aż 400 sztuk. Jest powód do niezawodolenia! Mała lokata dużego kapitałuJeśli pieniądze czynią ludzi szczęśliwymi, to James Glickenhaus jestna pewno takim człowiekiem. Ten 56-latek przez dłuższy czas był (z sukcesem) reżyserem i producentem filmowym, zanim 10 lat temu przystąpił do interesu ojca. Nie można powiedzieć, że źle mu się wiedzie - jego firma należy do najbardziej renomowanych doradców inwestycyjnych i zarządza portfelem o wartości ok. 1,5 mld dolarów! W takim przypadku zawsze znajdzie się jakiś prywatny grosz, który można w coś zainwestować. Na przykład w auta. Glickenhaus ma już w garażu cały przegląd sportowych samochodów z lat 50. i 60.: Forda GT Mark IV, Lolę T70, Ferrari 166 Spydera Corsę czy Ferrari P4 (choć o autentycznośç tego auta w środowisku kolekcjonerów toczony jest spór). Ale jeśli chodzi o oryginalność, ostatni "eksponat" kolekcji nie budzi żadnych zastrzeżeń - mamy do czynienia z samochodem, który powstał w jednym egzemplarzu i wyszedł ze słynnego studia Pininfariny. Za techniczną bazę posłużyło Ferrari Enzo. Designer Jason Castriota na nowo zinterpretował klasyczne linie legendarnego P4, "przetłumaczył" je na język Pininfariny i "ubrał" całość w nowe materiały. Rezultat? Ferrari P4/5 Pininfarina zrobiło tak duże wrażenie na przedstawicielach firmy z Maranello, że pozwolono, aby samochód mógł dumnie nosić znaczki ze skaczącym koniem - zazwyczaj w takich wypadkach Ferarri reaguje alergicznie. Karoseria auta została wykonana z włókien węglowych i jest uwieńczona szklaną kopułą przypominającą kabinę samolotu myśliwskiego, niemalże identycznie jak w pierwowzorze. W odróżnieniu od seryjnego Enzo P4/5 przeszło 200 różnych modyfikacji, które sprawiają, że mamy do czynienia z zupełnie innym samochodem. Mocowania otwieranych do góry drzwi robią wrażenie filigranowych, a przednie błotniki są w zasadzie olbrzymimi nadkolami. Tylne rury wydechowe niczym peryskopy łodzi podwodnych przypominają czasy, gdy auta wyścigowe wyglądały jeszcze jak samochody sportowe.Z lat 60. pochodzą też rytmy rozbrzmiewające z pokładowego odtwarzacza mp3 - Glickenhaus to fan starego, dobrego rocka i w swoim aucie musi mieć odpowiednią atmosferę. Za to dość nowocześnie wyglądają obicia foteli - czarny kauczuk połączono z czerwoną skórą. Decyzję o wyborze "mieszanki" metariałów tolerancyjny ojciec powierzył swojej córce Weronice. Znacznie mniej wyrazów poparcia zbiera Glickenhaus od innych kolekcjonerów Ferrari. "Uważają mnie za wariata, bo kazałem przebudować moje Enzo" - przyznaje James z delikatnym uśmiechem na ustach. Ale jak sam przyznaje, można z tym żyć, bo nie należy on do grupy ludzi, którzy swoje samochody trzymają w klimatyzowanych garażach i czekają, aż się zestrzeją. Samochód do (szybkiej) jazdy po bułkiPremiera Ferrari P4/5 miała miejsce kilka dni temu w kalifornijskim Pebble Beach podczas konkursu elegancji. Europejski debiut niepowtarzalnego bolidu odbędzie się podczas salonu w Paryżu pod koniec września. Później Glickenhaus zamierza poruszać się tym autem po ulicach, tak samo jak Ferrari P4, którym w czerwcu uczestniczył w Giro di Sicilia. Z tej samej okazji jego mechanik "przewietrzył" "166 Corsę". I czy ktoś jeszcze powie, że pieniądze szczęścia nie dają?
Ferrari P4/5 - Niepowtarzalny
Wyobraźcie sobie, że macie już wszystko, o czym można tylko pomarzyć:rezydencję, jacht, limuzynę, kilka luksusowych samochodów. A może nawet Enzo.