Od 1995 roku Alfa jest nieobecna na amerykańskim rynku. Planowane właśnie "małżeństwo" między Chryslerem a Fiatem pozwala mieć nadzieję, że miłośnicy włoskich marek za oceanem znów będą mogli kupować auta "made in Italy".
Włosi chcą przejąć 35 procent akcji Chryslera, a w dalszej perspektywie nawet 55 proc.
Czy pokaże się nowa gwiazda na motoryzacyjnym niebie? Pewne jest, że szef Fiata Sergio Marchionne ze wszystkich sił chce wrócić na amerykański rynek. Pierwsze doniesienia o zaawansowanych rozmowach Fiata z Chryslerem pojawiły się na początku zeszłego roku. Chrysler miałby wnieść do spółki sieć dystrybucyjną oraz moce przerobowe fabryk z ich relatywnie niskimi kosztami pracy i tanimi poddostawcami. Dla amerykańskiej firmy ofensywa Włochów może okazać się szczęśliwym losem na loterii - obecna 4-miliardowa pomoc amerykańskiego rządu (Fiat uzależniał od tego prowadzenie dalszych rozmów) nie wyciągnie firmy z zapaści, a po nieudanym mariażu z Daimlerem nie jest to najbardziej pożądany partner do fuzji.
Oczywiście, Fiat dba przede wszystkim o własne interesy i we współpracę nie inwestuje żadnej gotówki.
W zamian za 35 proc. udziałów Włosi dają know-how: małe samochody, oszczędne silniki, przyszłościową technikę i światową sieć dilerów Alfy, Fiata i Lancii. Co Marchionne chce zyskać? Przede wszystkim obarczony niskim ryzykiem, tani i szybki dostęp do amerykańskiego rynku, na który chce wejść z tym, czego tam jeszcze nie ma - małymi samochodami na bazie Punto czy Avengerem korzystającym z techniki Bravo. Poza tym w Stanach poprzez sieć Chryslera i Dodge'a będzie można kupić Fiata 500, Alfę MiTo czy 149. Oczywiście, produkcja tych aut miałaby się odbywaćw Ameryce. Pierwszymefektem współpracy mogłoby być opracowanie modelu Chryslera opierającego się na technice Fiata 500. Jest również szansa, że konkretny wymiar mógłby nabrać projekt Alfy 169, bo potrzebny tylny napęd ma przecież Chrysler 300C.
Jedno jest pewne: ta fuzja nie będzie łatwa, ale ponieważ obydwu partnerom na niej bardzo zależy, może się udać.
Tego brakuje Chryslerowi
Amerykanie nie mają tego, w czym Włosi są bardzo mocni - małych samochodów, kompaktów i aut, które chwytałyby za serce, jak np. Alfa Romeo Spider. Na dzień dzisiejszy raczej mało prawdopodobne jest, żeby takie modele szybko pojawiły się w sprzedaży z logo Chryslera na masce, ale z pewnością posłużą jako techniczni dawcy części dla przyszłych modeli amerykańskiej marki. Chrysler ma już podobne doświadczenia - Crossfire został zbudowany na płycie Mercedesa SLK. Według identycznego wzoru Amerykanie mogliby stworzyć następców Avengera bądź Sebringa na podzespołach Bravo i Cromy, a nowa Alfa 149 mogłaby służyć jako baza dla nowego Calibra. Aby obniżyć średnie spalanie całej gamy aut, Chrysler mógłby pomyśleć o małym samochodzie na bazie Punto.
Tego brakuje Fiatowi
Włosi mają wobec Chryslera duże plany, m.in. chętnie pozyskają technikę potrzebną do zbudowania Alfy Romeo 169 lub wspominanego przy różnych okazjach "dużego Fiata". Aspirując do klasy aut luksusowych, trzeba mieć w zanadrzu tylny napęd. Początkowo dostawcą techniki miał być GM (a konkretnie Holden), później pojawiły się spekulacje o współpracy z Jaguarem. Teraz pora na Chryslera. Amerykanie produkują Chryslera 300C w oparciu o podzespoły Mercedesa klasy E dwie generacje wstecz (W 210). Niewykluczone więc, że niemiecka technika okrężną drogą przez ocean trafi do Włoch. Także wykorzystywana w Jeepie technika 4x4 przydałaby się Włochom do rozbudowywania oferty SUV-ów, która obecnie jest mizerna. Jednak dla Fiata największą korzyścią wynikającą z fuzji z Chryslerem jest amerykańska sieć dilerów, którą szybko i tanio można wykorzystać do sprzedawania własnych produktów.