Prototypowy van Forda naprawdę ma w sobie coś ze sportowego coupé (o tyle, o ile van może mieć coś z auta sportowego). Wielkie wloty powietrza, 19-calowe obręcze, zdumiewający tylny spojler czy wreszcie przyczajona do skoku sylwetka – oto pierwszy seksowny transporter rodzinny. Iosis Max wyróżniał się także brakiem środkowego słupka, czterema fotelami sprawiającymi wrażenie, jakby unosiły się w powietrzu i świeżym, rzucającym się w oczy kolorem.
Model seryjny – C-Max – też może być pomalowany na ten kolor i trzeba przyznać, że wygląda całkiem zgrabnie, jak na vana oczywiście. Z fabryki wyjeżdża jednak ze środkowym słupkiem, mniejszymi kołami i pięcioma, porządnie zamocowanymi w podłodze fotelami. Oczywiście można z nimi robić wiele magicznych sztuczek i dopasowywać wnętrze do swoich potrzeb. O ile prototyp pojawił się tylko w jednej wersji nadwoziowej, o tyle model seryjny dostępny będzie w dwóch wersjach.Pięcioosobowa, krótsza i ładniejsza wersja to C-Max, natomiast siedmioosobowa, dłuższa i brzydsza to Grand C-Max (na zdjęciach w kolorze srebrnym). Brak urody nadrabia wyraźnym podobieństwem do Iosisa – z prototypem łączą go przesuwane tylne drzwi (to pierwszy osobowy Ford z tego typu rozwiązaniem). Szkoda, że z concept carem nie łączy go podwójna, unosząca się nad tylną szybę klapa.
Wewnątrz Granda mamy to, co w innych tego typu vanach, czyli trzy rzędy siedzeń i pełno schowków. Jest jednak coś ekstra – środkowe miejsce w drugim rzędzie można schować pod jeden z bocznych foteli, co ułatwia przejście między fotelami do trzeciego rzędu i pozawala pasażerom poczuć się jak w sześcioosobowym, luksusowym vanie. Iosis nie miał czegoś takiego. Miał natomiast turbodoładowany silnik benzynowy 1,6 l o mocy 180 KM, który z czasem pojawi się także w seryjnym modelu oraz system stops&start, który też trafi do produkcji, tyle tylko że w przyszłym roku.