„Wszystkie budowane dziś sygnalizacje automatycznie dostosowują swoją pracę do natężenia ruchu” – tłumaczy Marek Wierzchowski, konsultant w Krajowej Radzie Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego. Dzięki kamerom lub zatopionym w asfalcie pętlom indukcyjnym sterownik sygnalizacji stara się zapewnić jak najdłuższe zielone światło dla najbardziej obciążonego kierunku.
Przy okazji przebudowy ulic o przynajmniej 3 pasach ruchu w każdym kierunku (zgodnie z wytycznymi UE) montowane są dodatkowe sygnalizatory do bezkolizyjnego skrętu w lewo, co znacząco ma zwiększyć bezpieczeństwo. Dlaczego więc na głównych drogach dojazdowych do polskich miast, tam gdzie zmieniono sygnalizatory, tworzą się monstrualne korki?
„Każde skrzyżowanie ma swoją maksymalną przepustowość, po przekroczeniu której się zakorkowuje” – mówi Marek Wierzchowski. Jeśli z każdej strony ustawi się kolejka aut, nawet najlepszy sterownik sygnalizacji nie rozładuje korka. Do tego lewoskręty. „Ruch powinien być płynniejszy, gdyż kierowca, jeśli ma zielone światło do skrętu, wie, że może jechać bezpiecznie” – przekonuje konsultant KRBRD. Teoretycznie tak, ale w praktyce, gdy na jednej zmianie świateł w lewo zdążą skręcić 2 auta, zdenerwowani czekaniem kierowcy zaczynają jeździć na czerwonym. Czy o to chodziło?
Kierowcy mogą się tylko cieszyć, że nowe sygnalizacje powstają o wiele wolniej niż powinny. Przepisy nakazywały modernizację wszystkich starszych systemów do końca 2008 roku – w większości miast się udało. W stołecznym Zarządzie Dróg Miejskich dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, że jeśli na danym skrzyżowaniu nie ma żadnych remontów, to może obowiązywać stara organizacja ruchu, bez dodatkowych lewoskrętów. Dlatego wciąż można zobaczyć skrzyżowania z zieloną strzałką do skrętu w prawo, gdy manewr ten można wykonać z dwóch pasów ruchu – prawo takiego rozwiązania już nie dopuszcza!
Niestety, z opieszałości w modernizacji sygnalizacji nie zawsze można się cieszyć, bo wszędzie tam, gdzie mogłyby znaleźć się zwiększające płynność jazdy zielone strzałki do warunkowego skrętu w prawo, nie są one montowane.
Nie wszystkie zmiany organizacji ruchu i modernizacje dróg zgodne z unijnymi wymogami pociągają za sobą utrudnienia. Droga krajowa nr 50 (np. odcinek Mińsk Mazowiecki – Sochaczew) została przebudowana tak, by skręcające w prawo lub lewo auta miały oddzielne pasy ruchu. Dzięki temu rozwiązaniu nie dochodzi już do najeżdżania na hamujące przed skrętem samochody i liczba wypadków znacznie spadła. Podobne rozwiązania zastosowano na krajowej „dwójce” (np. Warszawa – Sochaczew) i „ósemce” (np. Piotrków Trybunalski – Wrocław). Ale nawet najbardziej sprawna organizacja ruchu na nic się zda, gdy natężenie ruchu przekracza przepustowość drogi lub ulicy.
Jak to Funkcjonuje za granicą
Wiesz, kiedy zmieni się światło (Węgry)
Na wschodzie Węgier (np. w Debreczynie) na wielu sygnalizatorach montowane są liczniki pokazujące, ile sekund zostało do zmiany świateł. Dzięki temu można na przykład sprawniej ruszyć, gdy zapali się zielone światło, lub nie śpieszyć się, kiedy widzimy, że zielone światło zmieni się za kilka sekund na czerwone. Taki sposób na upłynnienie ruchu ma przeciwników, którzy twierdzą, że równie dobrze może on zachęcać kierowców do szybszej jazdy po to, żeby mogli zdążyć.
Pusta strefa na skrzyżowaniu (Wielka Brytania, Rumunia)
W tych krajach na skrzyżowaniach maluje się jaskrawe pola, na które nie można najechać, jeśli nie zjedziemy z nich przed zmianą światła. Towarzyszą temu odpowiednie znaki drogowe. Kluczem do sukcesu jest jednak szybkie karanie kierowców, którzy mimo tego oznaczenia zablokują ruch. W Polsce są podstawy prawne do wprowadzenia takich stref, ale jeśli policja nie będzie reagować natychmiast, w ciągu kilku dni kierowcy poczują się bezkarni i będą stawać nawet na najjaskrawszych polach.
Michigan left (USA)Jeśli mamy problem ze skrętem w lewo, lepiej skręcić w prawo i po kilkudziesięciu metrach zawrócić. Taki system nazywany jest „Michigan left”, tyle że wymaga odpowiednio szerokich ulic. W Europie jest o wiele gęstsza zabudowa i tutaj takie rozwiązanie nie zawsze jest możliwe.
Autobusy mają pierwszeństwo
Najgorszą wiadomością dla kierowców jest to, że w polskich miastach szybko przybywa buspasów, czyli pasów wydzielonych wyłącznie dla komunikacji zbiorowej. Oznacza to, że dla pozostałych pojazdów jest o jeden pas mniej, co z kolei powoduje wydłużenie korków i spadek tempa przejazdu.
Urzędników wcale to nie martwi. W „polityce transportowej” dużych miast są zapisy o priorytetach dla komunikacji publicznej, dlatego w oczach urzędników buspas to dwie pieczenie na jednym ogniu. Po pierwsze, autobusy nie stoją w korku, a po drugie, kierowcy zdenerwowani nieprzejezdnością ulic mogą zdecydować się na przesiadkę do komunikacji publicznej. Szkoda, że przy okazji nie myśli się o zwiększeniu częstotliwości jej kursowania...
Jeśli widzisz absurdy drogowe, wyślij ich opis na: http://www.auto-swiat.pl/absurdy-drogowe