Chciałem Wam te zdjęcia pokazać. Co się rzuca w oczy, to brak wszechobecnych teraz logotypów sponsorów na autach. Patrząc na zdjęcia, można dojść do wniosku, że w latach 40. wyścigi były nie tyle zaciętą rywalizacją, co po prostu pomysłem na towarzyskie spotkania. Ot, miłośnicy motoryzacji spotykali się, pogadali i pośmiali się, po czym wsiadali w swoje auta, by jak najszybciej dojechać na metę, gdzie mogli sobie znowu pogawędzić o życiu i swoich brykach. Fajne i bezpretensjonalne, nie to, co teraz.
Auta rajdowe i wyścigowe wyglądają obecnie jak bombki, tyle mają tych naklejek firm produkujących pampersy i lizaki. Wszyscy traktują to całe ściganie się śmiertelnie poważnie i chyba nie jest to dla nich przyjemność, tylko praca. Przyjść, wygrać, wrócić do domu. Ble. Nie widzę w tym pasji i przyjemności, dlatego nie interesuję się sportem motorowym. Nic a nic.