Do Polski trafi dopiero jesienią, ale już mieliśmy możliwość przyjrzeć się temu modelowi na żywo, podczas europejskiej premiery w Mediolanie.
Gdyby ktoś zakrył znaczek Stingera, poznalibyście że to Kia? Może po grillu – charakterystyczny „tygrysi nos” jeszcze nigdy nie wyglądał tak dobrze. Przyjrzyjcie się dokładnie sylwetce tego auta. To z niej designerzy Kii są najbardziej dumni. Jak przyznał w rozmowie z nami szef stylistów Kii w Europie, Gregory Guillaume, linia nadwozia i proporcje elementów karoserii są tym, czego najbardziej pilnował gdy nadzorował projekt.
Można się tu doszukiwać podobieństw do Audi A7, jednak styliści otwarcie przyznają, że inspirowali się włoskimi GT z lat 70. Ich cechy charakterystyczne (tych GT, nie stylistów) to między długa maska, płynnie opadająca linia oraz podcięty tył. Nie lada wyzwaniem podczas projektowania nadwozia było zapewnienie odpowiedniego docisku aerodynamicznego – Stinger w najmocniejszej wersji rozpędza się bowiem do 269 km/h, nie ma elektronicznego ogranicznika prędkości. Udało się obyć bez wysuwanego spoilera, który psułby sylwetkę.
Zapytaliśmy się Gregory'ego Guillaume'a też o kokpit Stingera – wbrew sugestiom naszych czytelników, nie widzi podobieństw do Mercedesa? Mina mu nieco zrzedła, wcale mu się nie spodobało to porównanie i odparł że trzy okrągłe nawiewy osadzone na wybrzuszonym panelu deski rozdzielczej ma przecież też wiele innych aut... Ale zdradził nam też, że w studio projektowym powstały rysunki Stingera z dwudrzwiowym nadwoziem, a nawet jako shooting-brake. Ile byśmy dali żeby zobaczyć chociaż gliniany model takiego auta...
Kia rozwija technologie alternatywnego napędu i ma w ofercie zarówno hybrydy jak i elektryki – ale Stinger powstał z myślą o kierowcach z benzyną we krwi, dlatego pod jego maską będą pracować wyłącznie silniki spalinowe. Najmocniejsze w gamie będzie podwójnie doładowane V6. Z pojemności 3,3 l wyciśnięto 370 KM i 510 Nm które rozpędzają Stingera w 5,1 s do „setki”. Podstawowa jednostka Diesla osiąga moc 202 KM i 441 Nm momentu obrotowego – dość by sprawnie pożerać autostradowe kilometry i jednocześnie rzadziej odwiedzać stację benzynową. Jest jeszcze 4-cylindrowy, 2-litrowy benzyniak, który rozwija 258 KM i 353 Nm. Wszystkie mają w standardzie 8-biegowy automat i napęd na tył. Opcjonalnie dostępny jest dyferencjał o ograniczonym poślizgu i układ 4x4 z systemem wektorowania momentu napędowego, ale przyznajcie sami – informacja, że to tylnonapędówka najbardziej zadziałała na waszą wyobraźnię, prawda?
Albert Biermann to kolejny prominentny specjalista, którego koncern Hyundai-Kia „odbił” uznanej konkurencji. Firma oczekuje sobie po tym transferze równie wiele co po Peterze Schreyerze, który zaprojektowaniu wielu aut dla koncernu VW tchnął nowy styl w Kię. Biermann 30 lat spędził w BMW, w latach 2008-2014 jako wiceprezes oddziału M. Zna się niuansach układów kierowniczych, zawieszenia. Uwielbia jeździć, szczególnie po północnej pętli Nürburgringu. I dlatego nie możemy się doczekać spróbowania tego, co wyczarował w Kii Stinger.
Podczas europejskiej premiery Stingera w Mediolanie mieliśmy okazję zająć miejsce za kierownicą Stingera. Siedzi się nisko, na sportowo wyprofilowanym, ale komfortowym fotelu. Boczki oparcia można ścieśniać, zagłówek jest dokładnie tam gdzie powinien być, a kolumnę kierowniczą daje się na tyle wysunąć by mieć wolant blisko ciała i przyjąć sportową pozycję.
Gruba, trójramienna kierownica świetnie leży w dłoniach i co najważniejsze – jest okrągła a nie ścięta! Okrągłe, eleganckie analogowe zegary są czytelne, jednak w szybkim odczycie wskazań podczas dynamicznej jazdy ma jeszcze pomagać opcjonalny ekran head-up, z obrazem wyświetlanym bezpośrednio na szybie.
Zapytaliśmy się Michaela Cole'a, dyrektora operacyjnego Kia Motors Europe, czy firma nie miała pokusy, by oferować Stingera pod inną marką, jako produkt premium? W końcu konkurencja segmentu popularnego tak robi (z różnym skutkiem): Citroen ma DS-a, Ford tytułuje swoje bardziej wypasione modele Vignale. Sympatyczny Michael Cole odowiadając o Stingerze nie odmieniał słowa „premium” przez wszystkie przypadki, wręcz go unikał, a to rzadkość.
Odrzekł, że Stinger ma służyć Kii – marce, która do tej pory była kojarzona przede wszystkim z atrakcyjną ceną i 7-letnią gwarancją, w przypadkach niektórych modeli także z ciekawym designem. Stinger dorzuca do tego emocje i pasję, jego blask ma spływać na mniejsze modele. Chodzi po prostu o to, by ostatecznie zatrzeć skojarzenia z nudnymi, plastikowymi wozidełkami, jakimi Kie były jeszcze kilka-kilkanaście lat temu.
Ale żeby nie było: Stinger w detalach okazuje się być szlachetny: ma w pełni LED-owe reflektory, podsufitkę z alcantary, mieszane ogumienie, nowoczesne multimedia i zastęp asystentów. Mimo naszych usilnych próśb Michael Cole nie chciał nam zdradzić cen Stingera, obiecał tylko, że będzie sporo tańszy od Audi A5 Sportback i BMW serii 4 Gran Coupe. No raczej! My prosimy o nie więcej niż 150 tys. zł za bazowego diesla. Bardzo ładnie prosimy.
Kia prezentując Stingera robi nie tyle kolejny krok naprzód, co wykonuje niespodziewany, siedmiomilowy skok! To świetnie zarządzana firma, która bardzo dokładnie przygląda się potrzebom klientów w Europie. Dlatego jej paleta modelowa z roku na rok staje się coraz ciekawsza. Dopracowanie charakterystyki prowadzenia, dawanie prawdziwej przyjemności z prowadzenia – tego Kii jeszcze brakowało. Design, choć pozytywnie zaskakuje odwagę stanowi tak naprawdę ewolucję tego, co wprowadził Peter Schreyer. Oby tak dalej.