- Polacy oczekiwali, że po wejściu do Unii Europejskiej znikną wysokie opłaty za sprowadzanie używanych aut. Politycy postanowili, że będzie inaczej
- Jeszcze przed wejściem do Unii zniknęły cła na auta z państw UE, ale zastąpiła je bardzo wysoka akcyza, sięgająca nawet 65 proc.
- Komisja Europejska ostrzegała, że polskie przepisy akcyzowe mogą być niezgodne z prawem unijnym
- Według różnych szacunków po wejściu Polski do UE urzędy celne pobrały od ok. 200 mln do niemal 2,5 mld złotych nienależnej akcyzy za używane auta
- Rozstrzygnięcie Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w sprawie zainicjowanej przez red. Maciej Brzezińskiego z "Auto Świata" pozwoliło podatnikom skutecznie domagać się zwrotu tych pieniędzy
- O sprawie C-313/05 red. Macieja Brzezińskiego przeciwko dyrektorowi Izby Celnej w Warszawie, którą rozstrzygnął Europejski Trybunał Sprawiedliwości, uczą się teraz studenci
- Przed wejściem do Unii płaciliśmy za auta znacznie więcej niż Niemcy
- Nie będzie cła, będzie akcyza. I to jaka!
- Polacy wyruszyli po auta. Podatki ich nie powstrzymały
- Kupujemy samochód, piszemy prawdę w umowie
- Walczymy o odzyskanie zapłaconej akcyzy
- Przełomowy wyrok ETS: akcyza nielegalna, redaktor miał rację, rząd się mylił
Przez dwadzieścia lat Polski w Unii Europejskiej do wielu rzeczy się przyzwyczailiśmy i stały się one dla nas zupełnie oczywiste. To przede wszystkim tzw. cztery swobody należące do podstaw funkcjonowania Unii Europejskiej: swobodny przepływ towarów, usług, ludzi i kapitału na całym terytorium UE. Możemy swobodnie podróżować po krajach Wspólnoty, możemy wybierać, w którym z jej krajów chcemy mieszkać i pracować, gdzie chcemy wydawać pieniądze i robić zakupy – także te motoryzacyjne. Przed 2004 r. mogliśmy o tym tylko pomarzyć!
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoNiestety, pamięć jest zawodna i wielu z nas dziś już nie pamięta, jak było wcześniej. Ostatnio nawet coraz częściej słychać wypowiedzi nieodpowiedzialnych polityków, którzy próbują nas do Unii Europejskiej zniechęcić – w kwestii motoryzacji mowa jest między innymi o ograniczeniach narzucanych przez UE, o braku swobodnego rynku, o generowanych przez unijne przepisy dodatkowych kosztach. Przypomnijmy więc, jak było w Polsce, zanim te "unijne ograniczenia" wprowadzono:
- Auta były obłożone wysokimi cłami i podatkami. Tylko niewielkie "kontyngenty bezcłowe" nowych aut sprowadzane były z niższymi opłatami – jeśli ktoś się nie załapał na kontyngent, musiał albo przepłacić, albo czekać do następnego roku.
- Od lat dziewięćdziesiątych, aż do 2002 r. obowiązywał zakaz sprowadzenia do Polski aut starszych niż 10-letnie, m.in. po to, żeby ochronić rodzimy przemysł motoryzacyjny, wytwarzający wówczas po części wciąż jeszcze lekko przypudrowane relikty PRL-u (Maluchy produkowano do 2000 r., a Polonezy do 2002 r.).
- Od września 2002 r. wprowadzono w Polsce zakaz importu aut, także używanych, niespełniających normy Euro 2, obowiązującej od 1996 r., czyli w zasadzie nie można było legalnie sprowadzać aut używanych starszych niż 6-letnie!
Oczywiście, od każdej z tych reguł były wyjątki, ludzie kombinowali na potęgę, kwitły patologie: sprowadzano auta doszczętnie rozbite, ale spełniające formalne wymogi, nikogo nie dziwiły "przeszczepy" (czyli legalizowanie sprowadzanych albo kradzionych aut przy użyciu numerów nadwozia wycinanych z aut złomowanych), rejestrowano "składaki" (starsze auta kupione za granicą rozbierano, po przewiezieniu ich przez granicę ponownie składano i rejestrowano jako nowe). Strach było zostawić auto na niestrzeżonym parkingu, bo kradzieże samochodów były prawdziwą plagą.
Przed wejściem do Unii płaciliśmy za auta znacznie więcej niż Niemcy
Choć z dzisiejszej perspektywy mogłoby się wydawać, że takie ograniczenia importu starszych aut mogłyby być korzystne ze względów ekologicznych czy też dla bezpieczeństwa, to realia były inne – jeździliśmy często autami nadającymi się na złom, za to płaciliśmy za auta używane o kilkadziesiąt a czasem nawet o kilkaset procent więcej niż Niemcy, Holendrzy, Belgowie czy Francuzi, a różnice w zarobkach między Polską a krajami Zachodu były wielokrotnie wyższe niż teraz.
Polscy kierowcy z nadzieją patrzyli na przystąpienie naszego kraju do Unii Europejskiej – mieliśmy przecież stać się częścią wolnego, otwartego unijnego rynku, bez ceł, bez ograniczeń w obrocie, bez zakazu importu aut starszych niż sześcio- czy dziesięcioletnie.
Nie będzie cła, będzie akcyza. I to jaka!
Ku rozczarowaniu wielu, okazało się, że polscy politycy postanowili, że jednak aż tak pięknie i swobodnie, jak wszyscy oczekiwali, to nie będzie. Wprawdzie nie można było wprowadzić ceł na auta sprowadzane z innych krajów UE, bo Polska stała się częścią wspólnego obszaru celnego, nie dało się też zakazać sprowadzania starszych aut, skoro były dopuszczone do ruchu w innym kraju Unii, ale przecież można było nałożyć inne opłaty, czego wprost traktat akcesyjny Polski do Unii Europejskiej nie zabraniał.
Jakie zasady przy imporcie aut obowiązywały z chwilą wejścia Polski do Unii Europejskiej? Ponieważ cła na auta sprowadzane z UE zniesiono już na etapie procedury akcesyjnej, podstawowym obciążeniem fiskalnym przy zakupie auta pozostawała akcyza. Jeżeli auto kupiono w innym kraju UE w cenie brutto, inaczej niż wcześniej, nie trzeba było już drugi raz płacić podatku VAT.
Tyle że to właśnie przy akcyzie polski rząd postanowił zakombinować. W przypadku aut w wieku do dwóch lat zachowano stałą i niezbyt wysoką akcyzę: dla aut o pojemności silnika do dwóch litrów wynosiła ona 3,1 proc., dla aut z większymi silnikami było to 13,6 proc. Dla aut starszych niż dwuletnie akcyza gwałtownie rosła, zastosowano stawkę progresywną, która w przypadku aut starszych niż 7-letnie rosła do 65 proc. i to niezależnie od pojemności silnika!
Polacy wyruszyli po auta. Podatki ich nie powstrzymały
Oczywiście, te drakońskie stawki akcyzy nie powstrzymały gigantycznej fali indywidualnego importu aut. Już na kilka dni przed formalnym przystąpieniem Polski do UE tysiące handlarzy, ale też i zwykłych ludzi, szukających samochodów dla siebie, ruszyło do Niemiec i dalej, rezerwując i wykupując niemal wszystko, co stało na tamtejszych placach i w komisach.
Wyruszyliśmy także i my, żeby na własnej skórze przekonać się, jak wygląda sprowadzanie auta "po nowemu", czyli po wejściu Polski do UE – "nabycie wewnątrzwspólnotowe". Reportaż uczestniczący z prawdziwego zdarzenia!
Zjeździliśmy niemal całe Niemcy, zwiedziliśmy niemieckie giełdy samochodowe, komisy, place dilerskie, oglądaliśmy samochody wystawiane przez prywatnych sprzedawców. Rozmawialiśmy zarówno z tamtejszymi handlarzami, jak i z Polakami, którzy kupowali auta na potęgę! Oczywiście, duch kombinatorstwa w narodzie nie zniknął z chwilą przystąpienia Polski do UE. Zarówno nabywcy z Polski, jak i niemieccy (często tureccy czy arabscy) handlarze szybko dostosowali się do przepisów wymyślonych przez polskich urzędników.
Kupujemy samochód, piszemy prawdę w umowie
"Kollege, wir machen einen guten Preis, was willst du auf der Rechnung haben? 500 Euro ist in Ordnung?" [z niem. "Kolego, damy ci dobrą cenę, co chcesz na fakturze? 500 euro wystarczy?"] – po kilku dniach polskiego członkostwa w Unii sprzedawcy aut doskonale wiedzieli, że nabywcy z Polski chcą mieć w umowach i na rachunkach zaniżoną do granic możliwości wartość samochodu i że na wszelki wypadek, jako podkładkę, można dopisać, że samochód był uszkodzony, żeby się później nikt tej ceny nie czepiał.
Chociaż mieliśmy wcielić się w rolę typowych nabywców z Polski, tu jednak postanowiliśmy przynajmniej częściowo wyłamać się z panującej mody. Znaleźliśmy odpowiadający nam samochód – BMW 318 Touring z 1992 r., z przebiegiem 114 tys. km, za 2,3 tys. euro. Kolejnym kupionym przez nas autem był tańszy Volkswagen Golf II z 1989 r.. Choć auta z racji wieku "podpadały" pod najwyższą stawkę akcyzy, zdecydowaliśmy, że na rachunkach pozostaną rzeczywiście zapłacone kwoty. "Po co tak przepłacać?" – dziwili się rodacy. Nabywca auta, red. Maciej Brzeziński, miał jednak swój plan.
Red. Maciej Brzeziński, dziennikarz "Auto Świata" od 1996 r.:
Na studiach uważałem na zajęciach o zasadach obowiązujących w Unii Europejskiej, sporo też na ten temat czytałem. Przepisy dotyczące akcyzy na sprowadzane samochody, które pozostały w mocy mimo przystąpienia Polski do Unii Europejskiej, od razu wydawały mi się sprzeczne z regułami obowiązującymi na terenie Wspólnoty. Zamiast omijać przepisy, postanowiłem sprawdzić, czy są one zgodne z prawem unijnym, wykorzystując do tego przewidziane prawem procedury. Szczerze mówiąc, nie liczyłem na szybki sukces, ale wiedziałem, że będą z tego świetne tematy na artykuły. Miałem rację! Nie chodziło oczywiście o pieniądze, ale o zasady – w przypadku taniego Golfa kwota zapłaconej akcyzy wynosiła zaledwie 855 zł. Urzędnicy nie wierzyli, że o tak drobną kwotę komukolwiek będzie się chciało pisać odwołania i procesować w kraju i za granicą.
Mimo opłacenia akcyzy, zarejestrowanie kupionego w Niemczech auta – po dwóch tygodniach polskiego członkostwa w UE – nie było wcale łatwe. Okazało się m.in., że do urzędów nie dotarło rozporządzenie znoszące wymóg spełniania normy Euro 2 przez rejestrowane po raz pierwszy w Polsce auta. Rozporządzenie było dostępne na stronach internetowych ministerstwa, ale czasy były takie, że urzędnicy musieli mieć papierową "podkładkę" z pieczątką. Ministerialnym stronom nikt nie wierzył.
Walczymy o odzyskanie zapłaconej akcyzy
W końcu się jednak udało! Wtedy przyszła pora na walkę o odzyskanie zapłaconej akcyzy. Żeby móc dochodzić swoich praw, trzeba jednak było najpierw przejść całą ścieżkę w kraju – od wniosku o zwrot zapłaconej, choć nienależnej, akcyzy do Naczelnika Urzędu Celnego, przez odwołanie do Dyrektora Izby Celnej, po skargę na negatywną decyzję do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego.
Oczywiście, urzędnicy w odpowiedzi na takie wnioski stwierdzali, że są związani polskimi przepisami i że prawo wspólnotowe ich nie obowiązuje. Byli jednak w błędzie! Ponieważ polski sąd administracyjny nie wiedział, jak ma sprawę rozstrzygnąć, trafiła ona do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu.
Przedstawiciele rządu, w tym ministerstwa finansów, urzędnicy administracji skarbowej i urzędów celnych przez ponad dwa lata twardo stali na stanowisku, że akcyza jest legalna i zgodna z przepisami unijnymi, a próby jej odzyskania nie mają sensu i uzasadnienia. Mimo tych deklaracji, przepisy zmieniono 1 grudnia 2006 r., zanim jeszcze zapadło rozstrzygnięcie Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości.
W trakcie trwania całej batalii sądowej "Auto Świat" pomagał czytelnikom w odzyskaniu akcyzy. Na łamach tygodnika publikowaliśmy szczegółowe instrukcje dotyczące składania odwołań do urzędów, z naszych stron internetowych można było pobierać przygotowane gotowe druki i formularze – tysiące czytelników skorzystało z tej możliwości.
Przełomowy wyrok ETS: akcyza nielegalna, redaktor miał rację, rząd się mylił
Rozprawa przed Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości odbyła się w połowie 2006 r. Redaktor Maciej Brzeziński, reprezentowany przez Jerzego Martiniego z kancelarii Baker McKenzie, domagał się zwrotu akcyzy, argumentując to tym, że auta używane sprowadzone do Polski z innego kraju UE są obłożone wyższą akcyzą od tych kupowanych w Polsce, co jest sprzeczne z zasadami obowiązującymi w Unii Europejskiej.
Przedstawiciele polskich władz używali dosyć karkołomnych argumentów, twierdząc m.in. że przepisy i tak są przez podatników masowo omijane m.in. poprzez zaniżanie wartości pojazdów i że faktycznie odprowadzana akcyza jest niewielka, przez co auta sprowadzane nie są faktycznie dyskryminowane. Później jednak, spodziewając się niekorzystnego rozstrzygnięcia, wnosili także o to, żeby wyrok nie działał wstecz, bo zwrot niesłusznie pobranej akcyzy wiązałby się z olbrzymimi kosztami dla Skarbu Państwa.
18 stycznia 2007 r. w sprawie C-313/05 zapadł wyrok. Europejski Trybunał Sprawiedliwości uznał progresywną stawkę akcyzy za nielegalną, bo sprawiała ona, że auta sprowadzane były wyżej opodatkowane i droższe od powtórnie sprzedawanych samochodów już zarejestrowanych w Polsce. Trybunał nie zgodził się też na ograniczenie działania wyroku, uznano, że wniosek polskiego resortu finansów nie spełnił nawet wymagań formalnych. To otworzyło podatnikom drogę do łatwego domagania się zwrotu nadpłaconego podatku.
Przedstawiciele rządu przez jakiś czas starali się umniejszać znaczenie rozstrzygnięcia ETS-u, ale sądy nie miały już wątpliwości. Po pewnym czasie powstały nawet przepisy regulujące zwrot niesłusznie pobranej akcyzy, więc o należne pieniądze nie trzeba już było walczyć przed sądami.