Niniejszy nekrolog może być przedwczesny, ponieważ Saab jeszcze nie umarł i jest iskierka nadziei, że znajdzie się dobroczyńca (nie mylić z krwiopijcą!), który od koncernu General Motors przejmie firmę na uczciwych warunkach. Chcielibyśmy się mylić, ale... Na całym świecie zorganizowano nawet konwoje Saabów pod nazwą Save Saab Convoy, które miały na celu okazanie wsparcia dla marki oraz wyrażenie silnej identyfikacji właścicieli aut z firmą.
W warszawskiej akcji w połowie stycznia brało udział blisko 300 pojazdów. Wydarzenie to pokazało, że bez względu na to, co stanie się z Saabem, ich posiadacze nadal będą kultywowali tradycję marki i nie pozwolą, aby odeszła w zapomnienie. „Jako właściciel dwóch egzemplarzy »900-tki« doskonale wiem, co czują osoby, które miały okazję nią podróżować. Wrażenia z jazdy są bezcenne. Mam nadzieję, że kiedyś ten model powróci do nas w wielkim stylu, jak to się stało z Mini czy New Beetle’em” – mówi Marcin Trybura, prezes stowarzyszenia Saab Klub Polska.
Też żywimy taką nadzieję. GM ogłosił, że chce „rozwiązać problem” Saaba. Cóż za cyniczne i bezduszne stwierdzenie! Brzmi niczym państwowy dekret, a oznacza po prostu likwidację firmy. Zwolnionych zostanie 3400 pracowników Saaba oraz 4000 ludzi zatrudnionych przez dostawców. Przy czym Saab to nie żadna firma krzak, tylko motoryzacyjna „perełka”, szczególnie jeśli chodzi o image.
Nie chcemy nawet wiedzieć, co musi czuć Erik Carlsson, były kierowca rajdowy nazywany „Misterem Saabem”, który modelem 96 z 38-konnym (!) silnikiem dwusuwowym dwa razy wygrał Rajd Monte Carlo. Osiemdziesięciolatek mieszka obecnie w Wielkiej Brytanii i do Trollhätten (na północ od Göteborga) ma na szczęście daleko. Nazwa tej miejscowości wzięła się od urwisk znajdujących się nad licznymi tam wodospadami, u podnóża których podobno zamieszkiwały trolle. Anegdota głosi, że te pocieszne bajkowe stwory wytwarzały Saaby. Stąd kiedyś można było na nich zauważyć napis: „Saab, made in Trollhätten by Trolls.”
W Skandynawii samochody muszą być solidne i użyteczne. Saab tworzył pojazdy trochę dziwne, czasem wręcz komiczne, ale jednocześnie praktyczne i bezpieczne. Marka gromadziła wszystkich, którzy wyrażali dezaprobatę dla coraz bardziej ujednoliconych aut konkurencji, i była swojego rodzaju protestem przeciwko dominującym trendom.
Historia Saaba przypomina też opowieść o Asteriksie. Kiedy Rzymianie podbijali Galię, nieugięci mieszkańcy pewnej wioski cały czas stawiali opór najeźdźcy. Tak też było z Saabem. Otoczeni przez motoryzacyjnych gigantów tym razem zaciekle bronili się Goci. Jednak firma balansowała zawsze na krawędzi bankructwa, a kiedy się potknęła, sytuację wykorzystał największy z producentów. Tym, czym w Asteriksie byli Rzymianie, w przemyśle motoryzacyjnym był koncern GM.
W muzeum Saaba spotykamy Jana Jensena. Wsłuchany w płynący z głośników głos przewodnika podziwia pojazdy, po czym – gdy dowiaduje się, że firma stoi w obliczu upadku – w jego oczach pojawia się łezka. Historia odważnej marki wzbudza w nim zachwyt. „Powinienem sprzedać swoje BMW serii 3 i kupić samochód od dziwaków z Trollhätten” – myśli sobie i umawia się od razu na jazdę próbną.
Na całym świecie wzmaga się protest przeciwko GM, który w wyniku własnych błędów spisał na straty szwedzki „klejnot”. Liczne apele w internecie nawołują do bojkotowania produktów tego koncernu. Wszystkiemu towarzyszy ogromna złość na szefów z Detroit. „Myślę, że bossowie GM w ogóle nie wiedzą, gdzie leży Trollhätten” – mówi Lennart Andersson, kierownik największego w tym mieście salonu Saaba.
Przed pięcioma laty, zanim na rynku pojawiły się BMW X3 i VW Tiguan, Saab miał gotowego do produkcji małego SUV-a, ale GM powiedział: nie! Zielone światło dostała natomiast kolejna generacja 9-5 – zupełnie nowy projekt, gotowy do wprowadzenia do produkcji.
Po długiej walce z GM inżynierowie Saaba sprowadzili go z Rüsselsheim do Trollhätten. Podobnie stało się z wytwarzanym w Austrii 9-3 cabrio. Po raz pierwszy wszystkie auta marki zagościły w swojej ojczyźnie. I co teraz? „Można się załamać” – mówi Hkan Danielsson, szef działu aerodynamiki. Mimo wszystko pozostaje optymistą. „W dziale rozwoju mamy 800 ludzi i jesteśmy na tyle silni, że dalej poradzimy sobie sami” – dodaje. Poza tym fabryka Saaba uchodzi za jedną z najnowocześniejszych w Europie, GM sporo w nią zainwestował. Koncern zna się na produkcji, jednak menedżerowie nie pojęli, że powinni inwestować w ducha marki.
Saab stracił swoje największe bogactwo – „szwedzkość”. Opel w innych szatach to nie Saab. Klienci nie są naiwni i doskonale zdają sobie z tego sprawę.
Ponadto chiński koncern BAIC kupił od GM linie produkcyjne starych modeli 9-3 i 9-5. Nie ma jednak nad czym płakać – samochody zostaną teraz zaoferowane pod chińską marką. Miejmy nadzieję, że nie będą przynajmniej rozpoznawalne jako Saaby.
Nawiasem mówiąc, w Trollhätten ludzie zbytnio nie rozpaczają. Szwecja jest krajem opiekuńczym – bezrobotni przez długi czas otrzymują 80 proc. swojego ostatniego wynagrodzenia. Jedynie w witrynie biura szwedzkiej partii socjaldemokratycznej – Socialdemokraterna – znajdziemy informacje o losach największego pracodawcy w mieście. Jest tam wycinek z gazety z lat 70. XX w.: „SAAB GÖR SUCCÉ”– „Saab odniósł sukces”. Dekoracje przypominają jednak te z domu pogrzebowego. Bo co dzisiaj znaczy Saab? Szwedzkie samochody i pogrzeb po amerykańsku.