Zgodnie z dotychczasowymi tendencjami panującymi na francuskim rynku, początek roku, a dokładnie luty i marzec były najlepszymi miesiącami na sprowadzenie samochodu z tego kraju. To właśnie w tym okresie ceny aut ulegały zazwyczaj obniżce i można było trafić na ciekawe okazje. Tym razem stało się inaczej. Ceny samochodów pozostały na poziomie z końca ubiegłego roku.

Francuski rynek zdobywają coraz mocniej Litwini, którzy sprowadzają auta na potęgę. Legalnie działający importerzy z Polski muszą się też liczyć z coraz większą konkurencją ze strony handlarzy z Polski działających w szarej strefie. Biorąc po uwagę fakt, iż nie płacą oni podatków, ani nie ponoszą innych kosztów związanych z prowadzeniem firmy, są w stanie zaproponować francuskim kontrahentom wyższą cenę.

Wielu z nich można określić mianem handlarza - turysty, który przyjeżdża po samochód raz na dwa miesiące, rzadko wracając w to samo miejsce. Choć francuscy kontrahenci zdają sobie z tego sprawę, nie mają żadnych oporów żeby to właśnie im sprzedawać wystawione auta, jeśli tylko będą w stanie zaproponować im wyższą cenę. - W tym biznesie liczą się przede wszystkim pieniądze. Nie ukrywają też tego sami Francuzi. - mówi nam jeden z zaprzyjaźnionych importerów, który zjadł zęby na handlu samochodami z Francji. - To, że robię z kimś interesy od dziesięciu lat wcale nie oznacza, że mogę liczyć na jego lojalność. Auto trafi w ręce tego handlarza, który zaoferuje wyższą cenę - podsumowuje.

Handlarze - turyści to nie jedyny kłopot polskich importerów. W ostatnim czasie w paradę wchodzą im też krajowi, autoryzowani dilerzy, którzy coraz mocniej poszerzają ofertę sprzedaży używanych samochodów. Wielu klientów i firmy, którzy dotychczas korzystali z usług handlarzy decyduje się pójść do salonu i kupić tam auto ze starszego rocznika. Są nawet gotowi dopłacić do lepszego modelu, a resztę brakującej kwoty sfinansować kredytem. Od takiego auta zakupionego na fakturę można odliczyć VAT, a odsetki od kredytu wrzucić w koszty.