Logo

Legenda Ameryki

Autor Robert Rybicki
Robert Rybicki

To, co odbywało się w 1964 roku w punktach dilerskich Forda w Stanach, było niesamowite. Setki ludzi koczowały przez całą noc pod drzwiami salonów, byle tylko zdobyć jeden z pierwszych egzemplarzy Mustanga.

Legenda Ameryki
Zobacz galerię (4)
Auto Świat
Legenda Ameryki

A na koniec pierwszego dnia sprzedaży producent miał już 22 tys. zamówień. Nawet jeśli najnowszy Mustang jest naprawdę interesujący, taka euforia już się raczej nie powtórzy. Designer Forda, kochający stylizację retro J Mays (zaprojektował m.in. New Beetle'a czy aktualnego Forda Thunderbirda) narysował klasyczny samochód GT - długa maska, muskularne boki, króciutki tył. Nowy Mustang bardzo silnie przypomina model z roku 1966 - Mustanga Fastbacka GT. Klasyczny jest także napęd. Ford określa go liczbą 281. Miłośnicy amerykańskich aut wiedzą natychmiast, że chodzi o pojemność skokową podawaną w calach sześciennych. W przeliczeniu więc 4,6 l. Oczywiście, pojemność ta rozkłada się na osiem cylindrów w układzie V, które swe 300 KM przenoszą na tylne koła. To najwyższa moc, jakąseryjnie kiedykolwiek otrzymał "dziki koń" ze stajni Forda (w ofercie jest też wersja V6, 210 KM). Rewia barw i retrostylistykaW kabinie Mays zaprojektował idealną symetrię z niewielkimi ukłonami w stronę lat 60.: chromowe pierścienie wokół dysz nawiewu i zegarów, trójramienna kierownica. Nawet wykrój liczb na zegarach pochodzi wprost z lat 60. Z jedną różnicą - elektronicy Forda zafundowali pojazdowi system My Color -możliwość osobistej konfiguracji podświetlenia zegarów (125 barw). Zaskakująco dobra jest jakość wykonania nowego Mustanga. Wszystkie powierzchnie są miłe w dotyku, zniknął tani plastik znany z poprzedniego modelu. Kierowca i jego pasażer po prawej cieszą się swobodą i dużą przestrzenią, a wygodną pozycję znaleźć bardzo łatwo - nawet jeśli kierownica daje się regulować tylko na wysokość. Narzekania słychać będzie jedynie z tyłu. Nogi jeszcze na siłę da się upchnąć za przednimi fotelami, ale głowa nie chce się już zmieścić pod tylną szybą. Silnik V8 zachował swoje fantastyczne brzmienie. Budzi ono w każdym Steve'a McQueena (film "Bullitt", 1968 rok). Trzeba tylko przedtem wyłączyć ASR (w Fordzie TCS, czyli Traction Control System). Teraz - jeśli ktoś lubi takie rzeczy - można Mustanga wprowadzać w iście filmowe poślizgi albo "palić gumy" podczas ruszania spod świateł. Niestety, mamy jedno małe "ale" - spoiler na tylnej klapie wygląda tak, jakby dodał go jakiś domorosły tuner. Trzeba jednak przyznać konstruktorom Mustanga, że mocno przyłożyli się do swojej inżynierskiej roboty. Układ jezdny jest po europejsku wręcz twardy, kierowniczy reaguje z zaskakującą bezpośredniością i precyzją, nawet system przełączania biegów przypomina europejskie auta sportowe swą precyzją i łatwością "zapinania", choć skoki lewarka mogłyby być krótsze. Nie tylko dla multimilionerówMustang jest autem, które doskonale sprzedawałoby się także w Europie. Ale Ford (przynajmniej na razie) nie ma zamiaru wypuścić dzikiego konia poza amerykańskie ranczo. A my i tak gotowi jesteśmy założyć się, że sporo tych samochodów szybko pojawi się po tej stronie Atlantyku. Nie najważniejszym, ale bardzo istotnym czynnikiem będzie cena. GT kosztuje w USA zaledwie 24 995 dolarów, a więc ok. 21 000 euro (ok. 93 tys. zł bez opłat importowych). Dla porównania: Golf V GTI w Niemczech to wydatek 24,6 tys. euro. Nikt i nigdzie nie dostanie w Europie auta z silnikiem V8 i mocą 300 KM za takie pieniądze. A wersja 6-cylindrowa to "tylko" 19 410 dolarów - indywidualni "importerzy" zacierają ręce.

Autor Robert Rybicki
Robert Rybicki
Powiązane tematy: