Ale nowy Stratos wcale nie pochodzi od Lancii. Za projektem kryje się Michael Stoschek z niemieckiego Koburga. Przedsiębiorca jest zadeklarowanym fanem rajdowej Lancii i również dziś widzi szansę, by ożywić legendę z centralnym silnikiem. Tak jak przed laty, odpowiednią technikę dostarczyło Ferrari.
Bazą dla naszego zdjęciowego modela zostało F 430 Scuderia. W skróconej strukturze nadwozia umieszczono klatkę bezpieczeństwa, która podnosi sztywność konstrukcji o 20 proc. Wszystko opakowano ekstremalnie lekką i piekielnie drogą karbonową powłoką. W efekcie udało się zbudować pojazd ważący zaledwie 1200 kg – jak na dzisiejsze czasy wynik świetny, ale oryginalna Lancia ważyła dużo ponad 200 kg mniej.
Do napędu posłużył stuningowany 530-konny silnik Ferrari, który osiąga 500 Nm maksymalnego momentu obrotowego. Uliczna wersja Stratosa z 1971 roku miała 190 koni... Auto ma rozpędzać się do 200 km/h znacznie poniżej 10 s. Mniej ważna jest prędkość maksymalna – przy takim stosunku mocy do masy z łatwością można by uzyskać 300 km/h, ale tu chodzi raczej o coś innego. Krótkie przełożenia i idealny rozdział masy 50:50 mają zapewnić niesamowite wręcz zdolności do pokonywania zakrętów.
Na razie powstał jeden egzemplarz nowego Stratosa. Jeśli znajdą się chętni, Michael Stoschek myśli o uruchomieniu krótkiej serii (25 sztuk).
PODSUMOWANIE - Szczerze powiedziawszy, trochę zaniepokoiła mnie wiadomość, że za budowanie następcy włoskiej legendy rajdów zabiera się nieznana szerszym kręgom firma z Niemiec. Nie wiem także, na jakiej zasadzie nowy samochód nazywa się Stratos, ale naprawdę nie ma to większego znaczenia. Twórca pojazdu Stoschek udowodnił, że wie, o co chodzi, i stworzył samochód, który godnie może nosić tę nazwę. A że nie pochodzi od Lancii? No cóż, niech żałują Włosi.