Prototyp zadebiutował pięć lat temu na salonie w Tokio. Jego nazwa mówi o nim wszystko. Przedrostek „MX” to jasne nawiązanie do roadstera MX-5, co w założeniu miało podkreślać sportowy charakter nowego modelu (podobnie jak słowo „sport” w nazwie), natomiast „cross” wskazuje, że nowy model Mazdy to nie terenówka, ale auto łączące cechy kilku segmentów, czyli crossover. Cechą szczególną prototypu był czerwonobordowy kolor, który według twórców miał nawiązywać do kanionów w Amerykańskim stanie Utah. Dlaczego właśnie do amerykańskich kanionów a nie afrykańskich pustyń czy polskiego morza? Ano dlatego, że ten model Mazdy przeznaczony jest przede wszystkim na chłonny SUV-ów rynek amerykański, więc kolor to taki ukłon w stronę Ameryki.
Dwa lata później na rynek wjechała wersja seryjna modelu MX-Crossport, czyli model CX-7. Inna jest nazwa, ale reszta auta właściwie pozostała bez zmian. CX-7 zachowała sportowy, zgrabny i oryginalny styl prototypu. Początkowo pod maską CX-siódemki pracował tylko 244-konny silnik benzynowy, ale teraz, przy okazji liftingu, oferta została wzbogacona o 173-konnego turbodiesla (11,3 s do setki, średnie spalanie 7,5 l/100 km). To dobrze, bo tu, w Europie, wyżej cenimy silniki wysokoprężne niż benzynowe. Oprócz nowego silnika zmieniono zderzaki, lusterka, zegary, materiały wykończeniowe orazwzory 18- i 19-calowych obręczy. Odmłodzone CX-7 ma także bogatsze wyposażenie – oprócz trzech nowych kolorów jest także kamera cofania, system monitorowania martwego pola i sygnalizacja gwałtownego hamowania (ESS).