Podczas gdy w Europie samochód użytkowy, autobus czy taksówka z trójramienną gwiazdą nie są niczym wyjątkowym, w Stanach Zjednoczonych Mercedes-Benz uważany jest za najbardziej luksusowy towar. Dla przeciętnego Amerykanina miasto przepełnione kremowymi Mercedesami E Klasa z napisem TAXI i klekoczącym 4-cylindrowym dieslem jest tak samo niewyobrażalne, jak dla oszczędnego Europejczyka podróżowanie Yellow Cabem z V-ósemką pod maską. Większość fanów motoryzacji spod Statuy Wolności nie ma też pojęcia, że legendarny „celownik” montowany jest na maskę również mniejszych Mercedesów niż klasa C.

Kryzys paliwowy burzy jednak dotychczasowe rozumienie świata. Kierowcy amerykańskich SUV-ów, trucków i dostawczaków zaczynają doceniać, że dzięki turbodieslom ich samochody mogą osiągnąć podobną moc, zużywając przy tym o połowę mniej paliwa. A wszystko wskazuje na to, że już wkrótce amerykańscy tradycjonaliści przeżyją kolejny szok. Niedawno Mercedes rozpoczął w Kanadzie sprzedaż małego jak na tamtejsze warunki modelu klasy B, a zanosi się na to, że za niedługo auto trafi również do USA. Firma dokładnie rozważa ten krok, ponieważ legendarność i tradycja to alfa i omega sukcesu i jedynym powodem, dla którego niezbyt konserwatywni i sentymentalni amerykańscy bogacze nie zamienią Mercedesa na japońską konkurencję. Przedstawienie czegoś, co w oczach zwykłego Amerykanina wygląda prawie jak elektromobil, mogłoby naruszyć ową legendarność. Jeśli szefostwo Mercedesa zdecyduje się na taki krok, można oczekiwać, że jego śladami pójdzie także konkurencja, co mogłoby oznaczać małą rewolucję na amerykańskim rynku, która zresztą byłaby korzystna dla środowiska naturalnego.

Źródło: Motor Authority