Szukasz transportu na wakacje? Uważaj na oferty kierowców, którzy gwarantują szybki przejazd. W pogoni za zyskiem, przewoźnicy nie chcą robić przerw na nocleg, ryzykując tym samym życie swoje i… twoje. Zobacz relację jednej dramatycznej podróży.

Szybciej znaczy lepiej?

- Mieliśmy jechać do Lizbony w kilka osób. Taki tygodniowy urlop. Z racji tego, że jechaliśmy ze zwierzętami, wybraliśmy podróż busem.  Do samolotu nie mogliśmy ich zapakować, a w samochodach za bardzo by się męczyły  – zaczyna relacjonować swoją "przygodę" Kasia.

Po kilku rozmowach telefonicznych z firmami transportowymi, wybrała najkorzystniejszą dla siebie ofertę i zarezerwowała termin. Zależało jej na szybkim dotarciu na miejsce i zgodzie na przewóz zwierząt. Wszystko miało wyglądać jak w bajce. W końcu dla wszystkich znajomych to długo wyczekiwany urlop.

-  W dniu wyjazdu kierowca podjechał pod umówiony adres i już wtedy widziałam, że coś jest nie tak. Mówił, że jutro o tej godzinie będziemy w hotelu. To przecież ponad trzy tysiące kilometrów. Uznałam, że mówi bzdury. Zapakowaliśmy się w sześć osób i dwa psy. No i w drogę – mówi dalej.

O rajdowych ambicjach kierowcy przekonała się już od pierwszych kilometrów autostrady A4. Kierowca nie zwalniał poniżej 130 km/h, a wolniejsze samochody traktował jak pachołki w slalomie, prześlizgując się między nimi i wciskając w każdą lukę.

- Już od pierwszego kilometra bardzo przekraczał prędkość. Jechał bardzo agresywnie. Do tego cały czas opowiadał, że w nocy wrócił z Bułgarii i że na razie nie ma ochoty rozmawiać. Chce jak najszybciej dojechać do Portugalii, nas odstawić, bo za dwa dni odbiera grupę z Madrytu – kontynuuje.

Jak opowiada dalej, pierwszy postój mieli dopiero po 4 godzinach jazdy, w okolicach Drezna. Wcześniej kierowca nawet nie reagował, kiedy prosili go o krótką przerwę dla współpasażerów i psów.

- Ten kierowca jechał jak w amoku. Chciał nas zawieźć w wyznaczonym przez siebie czasie i tyle. Nic innego go nie interesowało. Przerwy miał zaplanowane raz na pięć godzin. Ale naprawdę niebezpiecznie zaczęło się robić we Francji. Tak po 15-16 godzinach ciągłej jazdy. Widać było, że go znosi - ciągnie nasz rozmówca.

- Prosiliśmy, żeby się zatrzymał i zrobił „nieregulaminową” przerwę. Nie reagował. Kiedy widzieliśmy, że jego oczy się zamykają, wstaliśmy z foteli i zmusiliśmy go do zatrzymania i godzinnej drzemki. Jego spojrzenie było takie, jakby widział w nas złodziei, którzy kradną jego czas i jego pracę, ale w końcu odpuścił – mówi dalej.

Najgorsze było dopiero przed nimi

Po krótkim odpoczynku i mocnej kawie kierowca zaczął rozmawiać ze swoimi klientami i zdradzać przyczyny takiego zachowania.

Powiedział, że musi tak jeździć, bo od maja do października tylko pracuje. Umawia klientów w punktach, gdzie może jednych zostawić, a drugich odebrać. Żeby nie tracić czasu. W hotelu sypia co drugi dzień, a szybki prysznic bierze na stacji benzynowej. On jest jedynym kierowcą w swojej firmie i żalił się, że leasing, kredyty czy utrzymanie firmy nie pozwala mu na przerwy.

Trasę Kraków – Lizbona, musi zrobić bez noclegu, bo inaczej nie zarobi tyle, ile potrzebuje. Mówił też, że specjalnie jeździ „krótkim busem”, bo tutaj nie ma tachografu i nie obowiązują go żadne limity. Więc pracując w mniejszym samochodzie, jest w stanie dużo więcej zarobić. Mówił też, że to jest norma, jeśli ktoś jeździ busem do 9 osób – relacjonuje.

Grupie udało dotrzeć się do celu po 34 godzinach jazdy. Niestety, droga powrotna, nie była już tak udana.

- Znaliśmy się już z kierowcą, więc rozmowa była zdecydowanie przyjemniejsza. Mówił, że był dzień wcześniej w Barcelonie i nawet wziął sobie hotel, bo miał czas, żeby dojechać do Lizbony. Szczęśliwie wyruszyliśmy w drogę powrotną. Było dużo przyjemniej, nie było takiego spięcia, bo z grupą  już się mocno zintegrowaliśmy. Lał się alkohol w samochodzie. Ogólnie wesoło. Po drugiej w nocy i po około sześciu godzinach jazdy, wszyscy poszli spać. Łącznie z kierowcą... - mówi dalej.

- Odzyskałam przytomność w szpitalu, w Paryżu. Byłam cała we krwi, miałam pocięte nogi, złamany obojczyk, połamane zęby. Kierowca miał amputowaną nogę, wszyscy bardziej lub mniej pokiereszowane kości. Tylko psy wyszły bez szwanku - opowiada.

To był najgorszy dzień w moim życiu. To było rok temu, a do teraz muszę chodzić na rehabilitację. Zachciało mi się szybkiego transportu… Już nigdy nie pojadę z kierowcą, który gwarantuje mi czas. Wolę dłużej, wolniej. Ale bez snu za kierownicą – kończy.

Przewoźnik Kasi, to nieodosobniony przypadek w branży. Na dziesięć losowo wybranych firm transportowych, do których zadzwoniliśmy, tylko trzy odmówiły transportu bez noclegu po drodze, a cztery zagwarantowały pokonanie trasy 3200 km w czasie poniżej 30 godzin. Jeśli się to nie uda, będzie zniżka - zachęcali.

Policja w Europie nie prowadzi szczegółowych statystyk wypadków z udziałem busów do 9 osób, ale rzecznicy prasowi w poszczególnych krajach (Niemcy, Francja, Austria) powiedzieli nam, że tygodniowo wypadków z udziałem Polaków jest kilkanaście. Główne przyczyny to zaśnięcie za kierownicą spowodowane przemęczeniem i brakiem odpoczynku.