Zdjęcia przychodzą szybciej niż pocztówki z wakacji i budzą coraz więcej kontrowersji. Ostrzegają przed nimi inni kierowcy, umieszczają je na mapie twórcy nawigacji samochodowej. Fotoradary to zmora wielu kierowców. O ile ktoś rzeczywiście zasłużył, bo np. rażąco naruszył przepisy, a zdjęcie jasno wskazuje winowajcę, większych wątpliwości nie ma. Jednak coraz częściej pojawiają się przypadki, gdy ze zdjęcia nie można wywnioskować, kto zawinił. Zdjęcie jest niewyraźne, albo zrobione z tyłu pojazdu. Wtedy problem spada na właściciela, to on musi wskazać, kto w tym momencie prowadził auto i dopuścił się złamania przepisów. Jeżeli tego nie zrobi, płaci.

To najbardziej kontrowersyjna kwestia w sprawie fotoradarów. Artur Wdowczyk, warszawski adwokat, znalazł się w podobnej sytuacji. Postanowił jednak nie odpuszczać i… sprawę wygrał.

- Dostałem zawiadomienie o mandacie z Inspekcji Transportu Drogowego. Było to już kilka miesięcy po fakcie. Początkowo nie mogłem się doprosić o pokazanie samego zdjęcia, po dłuższych rozmowach jednak się udało. Ze zdjęcia nic nie wynikało, czy prowadziłem ja, czy ktoś inny. Nawet nie dało się określić, czy była to kobieta czy też mężczyzna. Nie byłem w stanie określić, kto prowadził, gdyż na zdjęciu szyba była czarna. Dlaczego w takich przypadkach karę musi ponosić właściciel? To budziło podejrzenia co do konstytucyjności przepisów. Postanowiłem, że mandatu nie zapłacę i z Inspekcją spotkam się w sądzie. Jak się okazało Inspekcja Transportu Drogowego nie ma nawet prawa ze sprawą występować do sądu - mówi Artur Wdowczyk, warszawski adwokat, który jednak w konflikcie z Inspekcją Transportu Drogowego występował jako zwykły obywatel.

- Wyrok sądu to zwycięstwo państwa prawa, ale klęska nas jako podatników. Instytucja, której budżet wynosi blisko 150 mln zł, nie wie na jakich podstawach prawnych działa. To tylko pokazuje stopień rozkładu niektórych instytucji, tworzonych na szybko i niedbale. Myślę, że moja sprawa może dużo zmienić. Być może to początek do szerszej debaty publicznej, być może społeczeństwo powinno się opowiedzieć w kwestii fotoradarów w referendum - dodaje Wdowczyk.

Innego zdania jest Główny Inspektorat Transportu Drogowego, który  pytany przez Onet wystosował oświadczenie. - W myśl art. 56 ust. 2 Ustawy o Transporcie Drogowym Inspektor ma prawo prowadzenia czynności wyjaśniających w sprawach o wykroczenia, kierowania do sądu wniosków o ukaranie oraz udziału w rozprawach przed sądami powszechnymi w charakterze oskarżyciela publicznego (…). - czytamy w dokumencie.

Dodatkowo potrzeba zmian widoczna jest również po stronie urzędu. - Niezależnie od faktu, iż GITD funkcjonuje zgodnie z literą prawa od dawna postulujemy zmianę trybu procedowania ujawnionych naruszeń z trybu wykroczeniowego na administracyjny. Będzie on zdecydowanie szybszy, bardziej przejrzysty i czytelny dla obywateli. Analogiczne rozwiązania zostały wprowadzone w krajach UE po wdrożeniu automatycznych systemów nadzoru nad ruchem drogowym. Tryb administracyjny pozwoli m.in. ścigać sprawców naruszeń na terenie całej UE, natomiast odpowiedzialność za nie z definicji przeniesiona będzie na właściciela pojazdu. Radykalnie zmniejszą się także wydatki Skarbu Państwa z tytułu obsługi procesowej - czytamy w oświadczeniu.

O tym, że zmiany są konieczne, wiadomo nie od wczoraj. Kontrowersje wokół fotoradarów narastają. Ciekawe tylko ile osób, które nie potrafią rozpoznać czy też wskazać osoby na zdjęciu, zdecyduje się na drogę sądową. Szlak już został przetarty.