Mimo że w przypadku Opla Ampery i Toyoty Prius Plug-in mieliśmy do dyspozycji auta przedseryjne, nasz test wykazał, jaki potencjał mają samochody elektryczne. Wielu kierowców napęd tego typu uważanie tylko za uzasadniony, lecz także po prostu przyjemny w codziennym użytkowaniu. Oczywiście, nadal nierozwiązany pozostaje główny problem: cena. Opel Ampera kosztuje w przeliczeniu ok. 160 tys. zł, a mówimy przecież cały czas o aucie kompaktowym. Producentów samochodów czeka więc jeszcze długa droga. A może sprawę załatwi jakieś przełomowe odkrycie?
Powolutku auto wytraca prędkość i się zatrzymuje. Zapada absolutna cisza. W samochodach elektrycznych słychać takie dźwięki, które w aucie z klasycznym napędem umykają, bo odgłos pracującego silnika spalinowego jest zbyt głośny. Hałasująca już na pierwszym biegu dmuchawa nawiewu Renault Fluence’a czy cichutkie tony ballady Katie Meluy w Amperze (którą pracownicy Opla wgrali na twardy dysk systemu audio) to najlepsze tego przykłady. Odczuwanie świata w aucie elektrycznym stojącym w korku jest porównywalne z nocną jazdą na nartach, gdy na stokach nie ma tłoku, wyciągi już nie pracują i słychać tylko szum spod desek oraz rozbijające się na kombinezonie płatki śniegu.
Do tej pory w Polsce niewiele osób miało możliwość przejechania się autem elektrycznym. W 2011 roku sprzedano u nas tylko 29 szt. (cały rynek samochodowy to 297 tys. aut). Oczywiście, zawsze można powiedzieć, że nasz kraj nie jest liderem pod względem nowych trendów w motoryzacji. Ale w Niemczech, na największym rynku aut w Europie, też wcale nie wygląda to różowo – w zeszłym roku sprzedano 2150 „elektryków”, a cały rynek to 3,17 mln samochodów. Aż 95 proc. aut elektrycznych trafiło do flot. A co z klientami indywidualnymi? Nowa technika wydaje się wręcz idealna dla tych, którzy mieszkają w mieście bądź w pobliżu dużych aglomeracji i dojeżdżając do pracy, pokonują krótkie, przewidywalne dystanse.
Właśnie z myślą o takich osobach przetestowaliśmy 3 koncepcje alternatywnych napędów: czysto elektryczny (Renault Fluence Z.E.), elektryczny z tzw. range extenderem, czyli silnikiem spalinowym służącym do zwiększania zasięgu (Opel Ampera), oraz hybrydowy z możliwością doładowania akumulatorów (Toyota Prius Plug-in).
Nasza ostatnia konkurentka wypada nieźle pod względem kosztów energii, ale jazda tylko na prąd to jednak nadal teoria. Po pierwsze, dlatego że po 20 km baterie są już wyładowane, a po drugie, przy mocniejszym wciśnięciu gazu włączy się silnik spalinowy. Za Priusem przemawia sprawdzona, powielona w setkach tysięcy egzemplarzy hybrydowa technika Toyoty. Kto chce oszczędzać, ten może się na nią zdać, ale z prawdziwą radością z jazdy będzie niestety trochę gorzej.
Renault oferuje znacznie większą przyjemność. Start spod świateł na skrzyżowaniu przypomina trochę ruszanie autem z turbodoładowanym silnikiem – nawet kierowcy przyzwyczajeni do jazdy pojazdami z dużymi motorami będą zaskoczeni, jak dynamiczny jest elektryczny Fluence. Co za kontrast w stosunku do szarego, słabo wykończonego wnętrza! Dystans 50 km pokonamy bez najmniejszego problemu, ale mimo wszystko zawsze mamy też obawę, co zrobić, jeśli trzeba będzie pojechać np. po chore dziecko do przedszkola albo z powodu wypadku spotkamy objazd na swojej codziennej trasie?
W takich wypadkach najlepiej radzi sobie nasza trzecia bohaterka – Ampera. W tym przypadku mamy do dyspozycji mocny motor elektryczny i przyzwoity zasięg, a gdy akumulatory się wyczerpią, uruchomi się mały agregat prądotwórczy i możemy jechać spokojnie dalej. W bilansie kosztów i ekologii Ampera wypadła najlepiej, ale nasze zestawienie wygrała z jeszcze jednego, niemniej ważnego powodu – niezależnie od tego, czy poruszamy się w mieście, czy poza nim, Opel jest po prostu fajnym autem, które dzięki range extenderowi dowiezie nas do celu.