Witamy w Indiach!Droga z Bombaju do Pune, choć to niecałe 200 km, zajęła nam 5 godzin. Najważniejsze, że żyjemy - udało się przebrnąć przez Bombaj, a później 92 km płatnej, dziurawejautostrady, na której można też napotkać odłamki skalne. Ale w końcu ruch jakoś się toczy - niezbyt dobrze, boza dużo jest skuterów, trójkołowców i aut jak na takie marne drogi. W tym 3-milionowym mieście nie ma ani jednej sygnalizacji na skrzyżowaniach, ani jednego przejścia dla pieszych. Tu obowiązuje prawo silniejszego,silniejszego nerwowo. I to ma być kraj samochodowego boomu wymieniany jednym tchem z Chinami? Mercedes już tu jest, BMW i Volksagen będą za moment - wszyscy skuszeni szybkim wzrostem i możliwościami rynku - przecież miliard ludzi czeka na własne auto! Do 2016 roku w indyjski przemysł samochodowy zostanie zainwestowane 40 miliardów dolarów! A wszystko to w kraju, którego infrastruktura drogowa niemalże nie istnieje. W Indiach można zobaczyć całą rodzinę podróżującą na skuterze po szutrowych drogach. Samochody to zazwyczaj zardzewiałe wraki - coś takiego jak badania techniczne pojazdów w ogóle nie istnieje. Na drogach brakuje sygnalizacji, znaków, latarni, policjantów, po prostu wszystkiego. Najgorszy jest jednak całkowity brak dyscypliny. Młodzi Hindusi nie idą do szkół jazdy, bo instruktorzy i egzaminatorzy mnożą problemy i nikt i tak nie zdaje egzaminu. Prościej jest dać łapówkę o równowartości 200 złurzędnikowi i otrzymać prawo jazdy od ręki. Nauczycielami jazdy są zazwyczaj ojcowie lub starsi bracia. Przyroda także nie jest po stronie samochodziarzy. Każdego lata przychodzą monsunowe deszcze i spłukują istniejące drogi. Normalnym widokiem na drodze są krowy (których nikt nie odważy się z niej przepędzić), słonie, żebracy, bawiące się dzieci czy handlarze owoców. Na północny zachód od Pune znajdują się dwie fabryki aut. Kto zwiedzi obydwie, ten wie, jakie Indie są i jakie chciałyby być. Przez bramę zakładu Tata Motors codziennie przechodzi 14 tys. ludzi. Co 67 s z taśmy zjeżdża jakiś pojazd - autobus, ciężarówka lub samochód osobowy. Hale są duże, ciemne i jest w nich głośno. Gdy pada deszcz, robotnicy stoją w kałużach wody i niemalże żąglują ciężkimi narzędziami. W oddziale zajmującym się ciężarówkami 7 ludzi siedzi w nieuzbrojonym aucie i robi to, co w Europie robiłyby roboty. Z drugiej strony montownia Mercedesa, gdzie 123 osoby składają klasy C, E i S. Po prostu mała manufaktura w pozytywnym tego słowa znaczeniu - cicha, czysta, europejska. Mahesh Ko Ahire z dużym pietyzmem podchodzi do swojej pracy - w końcu taka robota to marzenie. Zarabia (w przeliczeniu)1600 zł miesięcznie i zbiera na Suzuki Maruti 800 - najtańsze (16 tys. zł) nowe auto na rynku. Na razie jeździ skuterem.Jednak istnieją również inne Indie. Pierwszy diler Rolls Royce'a Navnit Motors w 10 tygodni sprzedał 13 aut. "Nie ma tygodnia, byśmy nie sprzedali Phantoma - mówi sprzedawca. - Szkoda tylko, że są to auta kolekcjonerskie. Ulice są tu zbyt słabe, by w ogóle chciało się takimi samochodami na nie wyjeżdżać".
Galeria zdjęć
Prawda o kraju cudu
Prawda o kraju cudu
Prawda o kraju cudu
Prawda o kraju cudu
Prawda o kraju cudu
Prawda o kraju cudu
Prawda o kraju cudu
Prawda o kraju cudu
Prawda o kraju cudu
Prawda o kraju cudu