Zyskuje firma. Jeżeli właściciel pozbywa się większości akcji i przechodzi na dywidendową "emeryturę", zyskuje on, firma pozostaje ze swymi problemami. Właśnie w ten sposób sprywatyzowano Orlen. Zarobił Skarb Państwa, zyskała oczywiście giełda, koncern natomiast nie ma z tego ani złotówki. Jeśli zaś nic nie zyskał, to niewiele się zmieni dla jego klientów, w tym wypadku tankujących pod dystrybutorami na 6 i pół tysiącu stacji benzynowych w Polsce. Przeciw zasadniczym zmianom jest też kilka innych czynników.Orlen przerobił w 1999 r. 12 mln ton ropy. Potrzeby naszego rynku sięgają przeszło 15 mln ton. Koncern musiał więc kupować gotową benzynę. Nadal to czyni, co prowadzi do paradoksu: producent jest importerem towaru, który wyrabia. Do 2001 r. zaplanowano inwestycje, które pozwolą przerabiać 17,8 mln ton ropy. Import powinien zniknąć, ale nowe instalacje będą kosztować 1,1 mld zł, które koncern będzie musiał skądś wziąć. Skądś, czyli od kierowców.Pogorszyła się jakość ropy. W 1998 r. 26-25 proc. był to surowiec niskosiarkowy z Morza Północnego. Rok temu było to już tylko 15,9 proc. Reszta to zanieczyszczona ropa Ural. Jej przerób jest kosztowniejszy, a więc i cena wyższa.Po trzecie w 2005 r. zmienią się przepisy Unii Europejskiej dotyczące norm składu paliw. Orlen musi wyłożyć 1 mld zł na nowe instalacje, by im sprostać. I znów trzeba będzie je skądś wziąć, czyli (patrz: zwiększenie przerobu) od nas.Mówiąc inaczej, nie zanosi się na zmianę polityki cenowej ani zmianę samych cen. Nowe będzie, na początku, tylko to, że na 2 tys. stacji miast znaków CPN na pomarańczowym tle i niebieskiej kolby destylacyjnej pojawi się czerwony łeb kurczaka zwanego orłem.J.W.
Prywatny Orlen
Sprzeaż akcji oznacza zysk właściciela. Jeśli właściciel ten sprzedaje część swych udziałów i zachowuje dominującą pozycję w nowym układzie własności, może zyski wprowadzić do obrotu firmy i poprawić jej kondycję, zwiększyć inwestycje, pospłacać długi itp.