W tegorocznym Rajdzie Dakar Krzysztof Hołowczyc spisywał się rewelacyjnie. Jechał bardzo równo kalkulując cały czas ryzyko. Większość etapów kończył plasując się w pierwszej dziesiątce. Przystępując do dzisiejszego etapu zajmował szóste miejsce w kalifikacji generalnej będąc jednocześnie najszybszym kierowcą z zespołów niefabrycznych. Prowadził również w klasyfikacji aut z silnikiem benzynowym.

W całości pustynny odcinek specjalny z Copiapo do La Sereny został skrócony z 338 do 170 kilometrów. Z powodu porannej mgły organizatorzy opóźnili również start o cztery godziny. Załoga Hołowczyc / Fortin rozpoczęła etap bardzo szybko. Na pierwszym pomiarze czasu na 30. kilometrze zajmowała dziesiąte miejsce. 33 kilometry dalej samochodowy ORLEN Team już nie jechał. Podczas pokonywania jednej z wydm urwał się tylny most i wypadł wał napędowy.

Zawodnicy próbowali samodzielnie usunąć awarię. Rozebrali samochód, ukręcony wał oznaczał jednak koniec. Tylny most waży 200 kg i nie było możliwości wymienienia go na pustyni. Po kilku godzinach przyjechała ciężarówka serwisowa organizatorów, by pomóc załodze ORLEN Team wydostać się z wydm.

- Siedzimy i płaczemy - opowiadał Hołowczyc - Nigdy nie jechaliśmy tak grzecznie, jak w tym Dakarze. Nie mieliśmy żadnego poważnego defektu. Byliśmy w czołówce. A tu taki pech. Aż nie mogę w to uwierzyć, że przytrafiła nam się taka awaria. To był ostatni pustynny etap. Gdyby nie wydmy, może jakoś dotarlibyśmy do mety. Ale w tych warunkach było to niemożliwe.

Spośród motocyklistów ORLEN Team dobrze pojechał dziś Jakub Przygoński, który zajął dziewiąte miejsce i tym samym zredukował przewagę do poprzedzającego go rywala w klasyfikacji generalnej do 3 sekund. Jacek Czachor linię mety przekroczył na 19. pozycji., a Marek Dąbrowski był 36. i awansował o jedno oczko.

Dzisiejsza rywalizacja motocyklistów była bardzo wyrównana. Jakub Przygoński podjął atak od pierwszych kilometrów odcinka specjalnego. W efekcie cały czas plasował się w ścisłej czołówce i do mety dojechał niewiele ponad 4 minuty za zwycięzcą dzisiejszego etapu - Mack’iem Comą. Wysokie pozycje zajmowane przez zawodnika ORLEN Team podczas kilku ostatnich etapów pozwoliły mu znacząco zniwelować stratę i obecnie młodego Polaka dzielą zaledwie 3 sekundy od awansu do pierwszej dziesiątki rajdu.

Jakub Przygoński: - Dzisiaj startowaliśmy jak na zawodach motocrosowych, wszyscy zawodnicy z jednej linii. U mnie w grupie było dziesięciu. Startowałem ze wszystkimi najlepszymi, więc nie było łatwo. Przez pierwsze 30 km wszyscy jechali obok siebie między wydmami, skacząc po camel grassie. Jeden zawodnik się wywrócił. Była straszna agresja. Potem stawka się trochę rozciągnęła, bo był kurz i nie było nic widać. Dzisiejszy odcinek pojechałem bardzo dobrze, także taktycznie, gdyż ścigam się o ósme miejsce z Oliveirem Painem. Finiszowałem tuż za nim, co oznacza, że jutro pojadę dwie minuty za nim. Będę go gonić i to będzie dobre.

Jacek Czachor: - Dzisiaj był nietypowy start. Ruszyłem w gronie dwudziestu zawodników. To było niebezpieczne, bo tylko pierwsze 300 metrów było po płaskim, a potem pod górę i wszyscy musieli się znaleźć w jednym miejscu, gdzie znajdowały sięway point. Jechaliśmy bardzo blisko siebie. Uważałem bardzo, żeby ktoś nie wpadł na mnie. Tak trzeba było wytrzymać pierwsze dwadzieścia kilometrów. Potem wszyscy się rozjechali. Byłem w grupie pięciu zawodników i tej piątki się trzymałem.

Pod koniec miałem problem z przejechaniem trawersu. Straciłem tam minutę, może półtorej, ale dojechałem w czołówce mojej grupy. Zająłem 19. miejsce i jestem z niego zadowolony. Jutro będę mieć dobrą pozycję startową.

Marek Dąbrowski: - Chodziło mi o przejechanie Copiapo. Stara zasada "do trzech razy sztuka" w końcu się udała. Wcześniej ten rejon nie był dla mnie może zbyt przychylny. Podchodziłem do niego ze zbyt małym respektem. A teraz było na odwrót - dużo respektu do Atakamy, do tych skał, kamieni. Starałem się jechać spokojnie. Przejechać na miarę swoich możliwości.

Ryszard Opiatowski - La Serena