To był odcinek w większości kamienisty i po górach. Po tej karze, którą dali mi 8 minut spadłem o 30-40 miejsc w dół, w połączonej klasie motocykli i quadów. I miałem już czarne myśli wczoraj wieczorem, kiedy się dowiedziałem, że tych dwudziestu paru ludzi sędziowie postanowili ukarać.

Startowałem, czego się bałem najbardziej z motocyklistami, którzy umieją jeździć po prostej, a nie bardzo umieją jeździć po krętej drodze. Szczególnie kiedy jest ślisko i bardzo zmienne warunki. Wyprzedzałem tych motocyklistów.

Dopóki było pod górę to jeszcze jakoś szło. Była szersza droga, ale później się zrobiło w góry, bardzo mglisto, padał deszcz i było bardzo ślisko. Za którymś z zakrętów - takim ślepym, którego nie widać, motocyklista jadący tuż przed mną (może minutę wcześniej) przewrócił się i nawet się jeszcze nie zdążył podnieść.

Jak wyjechałem z tego zakrętu, a było to w dół i prędkości były spore, to zorientowałem się , że żadnej szansy nie mam wyhamować przed nim, a o tym, że on tam leży nie było żadnego sygnału, żadnej możliwości rozpoznania.

No i wtedy miałem wybór, albo wjechać w niego, w jego nogi i przejechać mu po nogach, bo droga była tak wąska, a motocykl leżał w poprzek i on leżał też w poprzek. Nie było ani z prawej ani z lewej miejsca, albo uciec w bok.

Niestety z boku były głazy na które wpadłem. Jeszcze kontrolowałem co się dzieje, ale już tak właściwie nie bardzo mogłem o niczym decydować. Po prostu musiałem wybrać pomiędzy nim jakąś drogę.

I złapałem gumę – lewe przednie koło przecięło się całkowicie. Niestety pół godziny próbowałem to naprawić, nie dało się. Nie miałem kół na wymianę. Ten odcinek dzisiaj był do przejechania bez problemu na jednym komplecie.

No i pozostałe 260 km odcinka specjalnego przejechałem te 260 km na kapciu z przodu.Jestem zdumiony, że felga wytrzymała i że opona nie zeszła z niej całkiem. Musiałem pokonać ten dystans jadąc na oponie bez powietrza.

To nieprzyjemna, bardzo męczące i frustrujące, bo nie wiem kto mnie po drodze nie wyprzedził. Ale trudno.

Dojechałem do mety – jestem w La Rioja. Jutro startuje dalej. Strata jest duża, ale to jest Dakar i nie można się poddawać.

Rafał Sonik - La Rioja

Fot. Jacek Bonecki