To był w miarę normalny odcinek. Mój problem polega na tym, że jadąc w okolicach 90 miejsca w klasyfikacji generalnej, praktycznie nie jestem w stanie wyprzedzać. Czasami się zdarza, że manewr wyprzedzania trwa kilometr, dwa, a często nawet kilkanaście kilometrów. Mamy wąskie drogi, bardzo się kurzy, no i jak już jadę za kimś w kurzu, co jedzie 10, 15…20 km/h wolniej niż ja, no to praktycznie nie jestem w stanie go wyprzedzić przez dłuższy czas.

Bez ryzyka, że nie wpadnę na głazy lub kamienie, bo nic nie widzę – a to ryzyko jest dla mnie nie do przyjęcia. Z tego powodu wyprzedzam tylko na szerszych odcinkach. Ale dzisiaj nie było ich za wiele. Nic pod tym względem nie dało się zwojować, a na tych szerszych odcinkach z kolei cały czas były kamienie i to takie kamienie, że strach w ogóle było szybko jechać, tak 3, 4 bieg.

Najlepszym dowodem, że to było bardzo duże ryzyko był wypadek, który widziałem. Długi czas jechałem za motocyklistą, którego w pewnym momencie przy prędkości około 130 km/h zakantowało go, trafił na kamień, no i prawdę powiedziawszy gdyby to ktoś filmował to byłaby to najbardziej dramatyczna scena jaką w życiu widziałem.

Przy 130 km/h zrobił figurę w powietrzu, motocykl kilka kozłów, a ja za sekundę musiałem przez tą chmurę przejechać – bardzo niebezpieczne i nieprzyjemne doznanie.Przy nim się zatrzymał inny motocyklista, więc się tam jakoś wspólnie zbierali. Prawdę powiedziawszy nie zazdroszczę, nie wiem czy się połamał, nie mam pojęcia co się stało.

Był to odcinek zróżnicowany, momentami trudny, szybki. Jechało mi się w miarę dobrze. Po prawie 400 kilometrowej dojazdówce rozpoczynał się OS i dojechałem do startu dość szybko, bo się pośpieszyłem na tej dojazdówce – bardzo sprawnie to szło.

Zaraz po mnie dojechał Jozef Machacek i powiedział: „Rafał, tak mnie ramię boli, taki jestem pokiereszowany po tym wczorajszym upadku, że nie jestem w stanie jechać dalej – zrezygnuję, oddam kartę dzisiaj”. No i rzeczywiście, przy mnie oddał sędziom kartę – musiał się wycofać, nie był w stanie jechać dalej. To był jedyny moment, kiedy był załamany, mówił ze łzami w oczach – a to nie jest wylewny człowiek.

Umówiliśmy się, bo on jedzie z serwisem, a quada na razie zostawia w Copiapo, że się zobaczymy i będzie mi pomagał, doradzał. No cóż…. To za jego radą jechałem dzisiaj tak zachowawczo, ostrożnie. Powiedział również: „ Słuchaj, przy tym, co tutaj się dzieje szansa na wygranie tego rajdu jest równa zeru, a raczej była od początku zerowa, natomiast, jeśli będziesz jechał swoim dobrym tempem to jesteś w stanie przyjechać 5,6,7…..

Ja absolutnie nie chcę mówić nic na ten temat, bo rajd jest nie do wygrania. Tu są takie relacje na miejscu, że z wielu różnych względów rajd ten mogą wygrać tylko Argentyńczycy. Pytanie tylko kto? Tak się od początku ułożyło, nie ma co podawać jakiś sensacyjnych szczegółów. Trudno tak jest i już…

Rafał Sonik - Copiapo

Fot. Jacek Bonecki