Był to etap bardzo stały, równy i bez żadnych awarii. Myślę, że straciłem tylko 10-15 minut w końcówce, bo na wydmach przed wjazdem do Iqequiqe się zgubiłem.

Na wydmach i na takich szutrowych drogach były ślady we wszystkie możliwe strony i szukałem właściwej drogi. W końcu jak odnalazłem się okazało się że zajęło mi to parę ładnych minut.

Ale dobrze. Przegrałem tylko o 4 minuty 3 miejsce. Zabrakło paru minut.

Jestem czwarty, ale nie mam powodów do niezadowolenia. Jechałem z luźnym łańcuchem dzisiaj, bomi się rano naciągnął. Później niestety okazało się , że nie mieliśmy jak zwykle przed startem do odcinka specjalnego 10-15 minutowej przerwy, ale tylko 5 minut.

To było za mało, by coś zrobić z tym zrobić. Dlatego uznałem, że zaryzykuję i pojadę z luźnym łańcuchem. Na szczęście wszystko było w porządku.

Na trasie było bardzo dużo pyłu i kurzu. Można się z tym oswoić, ale jak jadę z tyłu to mi strasznie kurzy i to jest zawsze kłopot.

Jeden odcinek szczególnie zapamiętam. Był to najpiękniejszy odcinek trasy, jakim kiedykolwiek jechałem quadem. Po wzgórzach, szeroką szutrową drogą z hopkami. Niesamowita przyjemność!

Zaraz po niej był przejazd przez wyschnięte słone jezioro, a to z kolei makabra. Na przedramiona w szczególności. Nie życzę nikomu, żeby po czymś takim jeździł. Jest to nierówne i jest taka jakby wyjeżdżona trasa, droga po tej soli. Jest on bardzo nierówna, wąska – ma najwyżej cztery metry szerokości. Jak nią jechałem, to taka prędkość 80-90 km na godzinę była idealna. Szybciej się nie dało. Odcinek ten był długi, kilkanaście kilometrów. Okropnie męczący dla rąk.

Wykruszają się zawodnicy. To są już odcinki, które nie mają przebaczenia. Tutaj trzeba nie tylko bardzo dobrze umieć jeździć, bo są miejsca np. zupełnie triasowe, gdzie się wjeżdża pod takie pionowe prawie skarpy. Albo odwrotnie zjeżdża z nich. To są już konkrety i to takie twarde konkrety.

Ale nie ma się co rozczulać. Jutro 600 km odcinka specjalnego. Odcinek mieszany, kamienisty. Będą takie piargi kamieniste. Ich o tyle nie lubię, że uderzam w nie przednimi wahaczami, tylnymi albo podnóżkami. W tym roku świetnie sprawdzają się tireballsy, ale jeszcze nie wjechaliśmy w rejon gdzie rosną kaktusy. Tam nie będę jechał na tireballsach. Tam potrzebne będzie jak najwyższe ustawienie quada. Jak najwyższe opony do przodu i do tyłu.

Po tych perypetiach na pierwszych etapach byłem bardzo nisko w klasyfikacji startowej. Dzisiaj rano startowałem chyba 80 z motocyklami. Spodziewam się, że jutro będę może 70. Natomiast Patronelli jest w 30, może nawet w 20. Coś kosmicznego zupełnie.

Argentyńczycy prowadzą. Mają jakieś tam swoje metody. Czy legalne, to się okaże. Pewnie ktoś będzie zwracał uwagę na zdjęcia, które zostały zrobione. Tutaj kilka osób protestuje już przeciwko takiej sytuacji, bo jak widać Argentyńczycy są kompletnie poza zasięgiem. Te różnice czasowe są często abstrakcyjne. Nie wiadomo czemu to można podporządkować. Chyba, że są perfekcyjni. To znaczy, że nie popełniają żadnych błędów. Nie popełniają błędów ani w nawigacji, ani w jeździe, ani w doborze sprzętu. To naprawdę trudno zrozumieć, gdy błędy popełniają w tym rajdzie najlepsi.

Przypomnę, że kategorii quadów prowadzi czterech Argentyńczyków. Dzisiaj byłem pierwszy za Argentyńczykami. Nie widzę żadnej szansy, żeby z nimi wygrać. Chyba, że im się coś popsuje, bo oni jadą cały czas na skróty.

Dzisiaj jechałem za jednym z nich, który jedzie Can-am, sprzętem zdecydowanie wolniejszym od mojego quada. I ten facet po prostu zjechał z trasy OS prosto przez górę na drugą stronę i wjechał z powrotem na trasę z drugiej strony góry. Bladego pojęcia nie mam skąd wiedział, że ta trasa tak biegnie. I nie wiem również skąd wiedział, że ta góra nie kończy się po drugiej stronie np. klifem. Nie wiem jak to wyjaśnić. Może czas i życie to wyjaśni.

Więc trzeba robić roadbooka i iść spać natychmiast.

Rafał Sonik - Iqequiqe