Renault 25, Safrane i VelSatis, Peugeot 604, 605 i 607 (a gdzie się podział 606?), Citroen DS, XM i C6 – te wszystkie modele mogą być niszowe, bo masa woli niemieckie sedany, ale jest w nich coś fajnego. Idea dużego, luksusowego auta z Francji z miękkim zawieszenie, bogatym wyposażeniem i odrobiną szaleństwa (czasami nawet nie odrobiną – VelSatis i C6 to czyste szaleństwo!) sprawiają, że to bardzo interesujące w swojej inności auta.
Latitude też taki jest.Jest duży (4,9 m) i luksusowy. Ma fotel, który masuje, podwójny rozpylacz zapachów i jonizator powietrza. Wyrzuca on z siebie jony ujemne (cokolwiek to jest), dzięki czemu czujemy się dopieszczeni, dogłaskani, dobrze nam. I tu m.in. leży wspaniałość Latitude. Podczas gdy niemieckie firmy dają nam kolejne setki koni, kamery na podczerwień i aktywne dyferencjały (po co?!), Francuzi jonizują powietrze, masują nam tyłek i pryskają perfumami. Wszystko dla naszego dobrego samopoczucia.
Jak już przy tym jesteśmy, to Latitude jest pierwszym modelem Renault, który o nas dba (z ang. take care). Take Care to, obok eco2, kolejna niby-marka Renault, tym razem skupiająca się na naszym dobrym samopoczuciu (eco2 akcentuje ekologiczne walory Renówek). Take Care w Latitude to trzystrefowa klimatyzacja, podwójny dyfuzor zapachów, fotel z masażem i wszystkie inne funkcje służące temu, byśmy się odprężyli.
Jestem bardzo zrelaksowany tym wszystkim, co tu mówię i nie chcę mi się wspominać o technice, no ale już, niech będzie. Latitude bazuje na nieco przedłużonej płycie podłogowej Laguny, ma sporo wspólnego z Nissanem Teaną i Samsungiem SM5 i wyposażony jest w silnik. Jaki? 140-konną benzynówkę lub jednego z trzech turbodiesli. Czterocylindrowe mają 150 lub 175 KM, a V6 – 240 KM.
Wkurza mnie tylko banalność, rzadność, beznamiętność, obojętność, nuda i konformizm nadwozia Latitude. Gdzie tu francuskie szaleństwo?!