Szlachetne dzieło sztuki rodem z moskiewskiego zakładu tuningowego. A wszystko zaczęło się tak: grupa młodych, zafascynowanych motoryzacją Rosjan założyła przed dwoma laty zakład zajmujący się tuningiem. Samochodowi "maniacy" dysponują gotówką, wszyscy mają koło trzydziestki i w wolnym czasie chcą pocieszyć oko ekskluzywnymi samochodami, które sami zmontowali. "Każdy element jest w tym aucie dopracowany" - główny projektant siódemki BMW był pod wrażeniem Wołgi V12 prezentowanej w Paryżu. Pod maską dostrzegł znany mu skądinąd znajomy silnik V12 z bawarskiej fabryki. Lusterka też już gdzieś wcześniej widział - w M3. Nawet zaciski hamulców dumnie noszą emblemat "emki". Czarny olbrzym jest złożony z dwóch BMW 850 CSi. Karoseria i jej desing ze względów patriotycznych przypominają Wołgę M21, a wszystko to efekt wytężonej, siedemnastomiesięcznej pracy. Oryginalne w Wołdze Coupé z jej rodzinnej marki pozostały jedynie przednie i tylne światła. Dla nowego posiadacza tego evergreena (trzydziestoletniego przedsiębiorcy, który chce pozostać anonimowy) cacko warte było pół miliona dolarów. Samochód dopracowany jest w każdym najmniejszym szczególe. Z tak miękko zamykającymi się drzwiami mieliśmy ostatni raz do czynienia w mercedesowskiej klasie S z roku 1973. Zapach skórzanej tapicerki przypomina raczej pokaz szlachetnej skórzanej galanterii męskiej, a odgłosy wydawane przez silnik są tak subtelne, że przywołują na myśl koncert muzyki klasycznej. Jeśli chodzi o walory akustyczne jazdy, to dwunastocylindrowy silnik okazał się nie najlepszym rozwiązaniem już w autach sportowych 850. To samo można by zarzucić kokpitowi. Ani śladu po dawnym stylu retro. W środku panuje oryginalny wystrój, lecz z lat osiemdziesiątych. Radio przejęte z bawarskiego BMW trzeszczało właściwie od zawsze. Życzenie jak najmniej rzucającego się w oczy designu przeczy przepychowi połączenia różnych kosztownych detali. Pomieszanie wielu gustów i smaków. Mimo tego nawet w rozpieszczonym samochodami Paryżu Wołga zawróciła wszystkim w głowach. "How much? Ile?" - dopytywał się kierowca Bentleya. "Trzy raz tyle co Pana". Taką odpowiedzią zainteresowany jest oburzony, tak jakby ktoś podliczał jego możliwości finansowe. Na kilka godzin olbrzymie rosyjskie auto staje się ulubionym obiektem wszystkich fotoreporterów nad Sekwaną. Co tam 300-metrowa wieża Eiffla wobec 4,85 metrów Wołgi. Olbrzymi silnik zaczyna pomrukiwać. Z każdym naciśnięciem pedała gazu auto staje się coraz bardziej drapieżne. Na Polach Elizejskich sprawdzamy moc naszej czarnej piękności. Policja patrzy z fascynacją. Taka sama reakcja spotyka nas na stacji benzynowej. Pracownik z zachwytu zapomniał o swoich obowiązkach. Sami musimy się obsłużyć. Tankujemy za równowartość 200 zł. Wskaźnik paliwa niemalże nie drgnął i pokazuje niecałe ćwierć baku. Nie wspominamy o zużyciu paliwa - jeśli samochód kosztuje tyle co Maybach i Ferrari 360 razem wzięte, nie ma to znaczenia. Chłopcy prowadzący zakład tuningowy w Rosji planują już kolejne cuda - sportowe cacko o mocy 850 KM. Karbonowa konstrukcja i design niezwykle przypominający Mercedesa C 140, wzorowanego na CL 600. Gdy wszystkie szczegóły zostaną doprowadzone do perfekcji, będziemy mogli się nim przejechać. Być może już na wiosnę podczas salonu w Genewie.
Galeria zdjęć
Rosyjska rewolucja
Rosyjska rewolucja
Rosyjska rewolucja
Rosyjska rewolucja