Ustawodawcy tworzący nowe przepisy wrzucili do jednego worka wszystkie pojazdy. Jeśli zatem podejdziemy literalnie do nowej ustawy o elektromobilności i paliwach alternatywnych, gminy, które zdecydują się na stworzenie stref czystego transportu, opłaty powinni pobierać nie tylko od samochodów spalinowych i hybryd, ale także od osób, które poruszają się na... rowerach.

W art. 39 ust. 1 wspomnianej ustawy czytamy: „W celu zapobieżenia negatywnemu oddziaływaniu na zdrowie ludzi i środowisko w związku z emisją zanieczyszczeń z transportu, na obszarze zwartej zabudowy mieszkaniowej z koncentracją budynków użyteczności publicznej można ustanowić strefę czystego transportu, do której ogranicza się wjazd pojazdów innych niż:

1) elektryczne;

2) napędzane wodorem;

3) napędzane gazem ziemnym.”

Wszystko rozbija się o słowo „pojazdy”. Ustawa Prawo o ruchu drogowym zalicza do tej kategorii nie tylko pojazdy spalinowe, a według definicji zawartej w kodeksie drogowym (art. 2 ust. 47) rower to „pojazd o szerokości nieprzekraczającej 0,9 m poruszany siłą mięśni osoby jadącej tym pojazdem”.

Co to oznacza? Jeśli gminy, które będą przekuwać ustawę w uchwały i podejdą do niej literalnie, lub po prostu przekopiują jej zapisy, nałożą opłaty także na rowerzystów, chyba że będą mieli zamontowane w swoich jednośladach silniki elektryczne. Na szczęście w ustawie jest pewna furtka. Otóż, rada gminy w uchwale ustanawiającej strefę czytego transportu może ustanowić wyłączenie od ograniczenie wjazdu do strefy inne niż określone w ustawie. Co oznacza, że w dużej części od władz gminy zależy to, czy rower w strefie będzie mógł jeździć, czy zostanie potraktowany tak jak trujący powietrze stary diesel. Poczekamy, zobaczymy.

Przypominamy również, że opłata za wjazd nie będzie mała, bo według nowych przepisów miasta mogą pobierać nawet 2,50 zł za każdą godzinę przebywania w obrębie strefy!