Seat IBE to niewielkie coupé, mniejsze od Ibizy o 25 cm i o ponad pół metra od Volkswagena Scirocco. Nie sądzę więc, by na tylnych fotelach tego auta było wygodnie komukolwiek poza chińskimi akrobatami.
IBE wygląda na wskroś nowocześnie, ale zbyt technicznie, zbyt kosmicznie, zbyt ozięble jak na auto stworzone przez firmę, która wspiera seksowną Shakirę i chwali się hiszpańskim temperamentem.
Więcej mi tutaj niemieckiego technokratyzmu niż południowych emocji. Poza tym mam wrażenie, że chyba nie zdążyli go dokończyć. Nadwozie wygląda tak, jakby trzeba było przy nim jeszcze sporo zrobić.
Pod maską pracuje 102-konny silnik elektryczny, który rozpędza auto do setki w 9,4 s i maksymalnie do 160 km/h. Produkcja seryjna? Mój Boże, czemu nie! Seat już tyle razy pokazywał sportowe coupé, więc może zacznie wreszcie jakieś produkować!