Od 1947 r. ten Amerykanin, w którego żyłach płynie krew wikingów (przodkowie pochodzą z Norwegii), sprowadza europejskie samochody na zachodnie wybrzeże USA. Egzotyczne, supersportowe i wielkoseryjne. Samych Volkswagenów (w przeważającej części "garbusów") i Audi Qvale importował w ilości 425 tys. sztuk. Interes na dużą skalę, w ślad za którym poszły następne. W sumie sprzedał ponad milion aut za oceanem, a od 1977 r. także w Wielkiej Brytanii (Subaru i Hyundai). W ten sposób były handlarz samochodów z San Francisco stał się milionerem, nawet multimilionerem. Jedyna wada tej historii: Qvale wciąż musiał korzystać z cudzych produktów. Wielki importer - brzmi nieźle, ale żeby tak być producentem...Jak postanowił, tak uczynił. Pieniądze były, brakowało tylko auta. I ono się znalazło - we Włoszech w De Tomaso. Wykupił część firmy, wyprodukował 320-konne auto sportowe i nazwał je Qvale Mangusta. Na marginesie: mangusta to mały egipski drapieżnik, który cicho i powoli skrada się do swojej ofiary. Są nimi przeważnie węże i szczury.Qvale Mangusta jest czymś dokładnie przeciwnym. Ani cicha, ani wolna, a już na pewno nie egipska. Już raczej jak supersportowiec z lat 60., 70. Bizzarini, Lamborghini albo właśnie De Tomaso - półwłoski, półamerykański. Włosi nadawali im fascynujące kształty, a od Amerykanów otrzymywały potężne silniki ośmiocylindrowe z ich niepowtarzalnym brzmieniem.Słychać je także tu. Mangusta ryczy jak stado wygłodzonych lwów, na biegu jałowym wydobywa z siebie głębokie basowe dźwięki. Tej muzyki dostarcza wypożyczony od Forda Mustanga silnik V8. Wprawdzie nie reaguje on tak żywiołowo na dodawanie gazu jak Porsche Carrera, dysponuje jednak dostateczną mocą przy każdej prędkości obrotowej. Przenoszona jest ona, rzecz jasna, na tylną oś.Silnik Mangusty współpracuje z ręcznie przełączaną skrzynią biegów, a nie - jakby się można było spodziewać po samochodzie w głębi duszy amerykańskim - z automatem. Nerwowość w zmianie przełożeń karana jest przez Mangustę zgrzytaniem zębów. Dużo nie trzeba zresztą przełączać, bo przy tej elastyczności silnika jedzie się prawie zawsze na właściwym biegu.Gwałtowne manewry kierownicą i nagłe zmiany obciążenia Mangusta przyjmuje z pełnym spokojem. W normalnych warunkach powinna się więc sprawować bez zarzutu i być łatwa do opanowania. Komfortowe zestrojenie zawieszenia dopełnia obrazu. Ten samochód nie sprzyja naprawdę sportowemu stylowi jazdy. Do tego brakuje mu zwinności. Mangusta jest bardziej krążownikiem niż sprinterem.Trzeba więc postępować tak jak mangusta w świecie zwierząt: poruszać się raczej powoli i z namysłem niż pędzić na złamanie karku. Rozkoszować się atmosferą szlachetnego, wyłożonego skórą wnętrza i podziwiać zdolności auta do ulegania metamorfozie. Niewielkiego wysiłku potrzeba, by zdjąć sztywny dach i schować go do bagażnika. W ten sposób cou-pé zmienia się w targę. A żeby z targi powstał kabriolet, wystarczy przycisnąć guzik, a pałąk i tylna szyba znikają za tylnymi siedzeniami. To detal, z którego Qvale jest szczególnie dumny. No tak, więc o tym marzą milionerzy, gdy projektują swój własny samochód...Dla nas Mangusta pozostanie marzeniem. U naszych zachodnich sąsiadów sprzedawanych jest mniej więcej 20 sztuk rocznie, za 171 tys. marek od egzemplarza.
Galeria zdjęć
Spełnienie marzenia
Spełnienie marzenia