Nie licząc bazującego na A6 allroada Q7 jest pierwszym off-roaderem Audi. W zasadzie można też zaryzykować stwierdzenie, że ostatnim na rynku, bo wszyscy niemieccy producenci mają już od dawna podobne pojazdy w swojej ofercie. Dla firmy, która 25 lat temu wymyśliła napęd quattro, brak prawdziwego auta terenowego nie był powodem do dumy. Na przykład Mercedes już w 1979 roku wprowadził do sprzedaży klasę G, a w 1997 klasę M. Q7 jest o 34 cm dłuższe od TouaregaA więc dopiero teraz do rynkowych zmagań włącza się Audi. Jeśli ktoś tak późno decyduje się na debiut w jakiejkolwiek klasie, musi czymś zaskakiwać. Koncern zdawał sobie z tego sprawę i nazwał auto "Performance SUV". Na czym miałoby to polegać? Po pierwsze, Q7 jest bardzo dużym samochodem - 5,09 m długości, 1,98 szerokości i 1,74 m wysokości. Volkswagen Touareg, na którym oparto konstrukcję Audi, mierzy "jedynie" 4,75 m długości. 7-miejscówka albo mały transporterPo drugie, 3 rzędy siedzeń z 7 miejscami. Pojedyncze fotele drugiego rzędu możnawzdłużnie przesuwać, a jeśli zajdzie potrzeba, razem z trzecim rzędem całkowicie złożyć. Jeśli ktoś chce przewieźć coś większego, nie będzie problemu. W liczbach pojemność bagażnika wygląda następująco: maksymalnie 2035 l i 775 l po złożeniu ostatniego rzędu siedzeń. Audi Q7 startuje najpierw z silnikami 3.0 TDI (233 KM/500 Nm) oraz benzynowym 4.2 V8 (350 KM/440 Nm). W Niemczech Q7 ma kosztować od 48,9 tys. euro - więcej niż klasa M Mercedesa. W Polsce samochód pojawi się w październiku, wtedy też poznamy ceny.
Spóźniony olbrzym
Ostatni będą pierwszymi - na pewno specjaliści od marketingu Audi nie mieliby nic przeciwko, gdyby ta biblijna zasada spełniła się w przypadku ich najnowszego produktu. Już we wrześniu na rynki Europy trafi Q7 - największy spośród niemieckich SUV-ów.