Tymczasem w Ełku (warmińsko-mazurskie) jednej SKP udało się przepracować 2,5 pół roku bez wizyty urzędników, mimo że akurat ten powiat do największych w kraju nie należy. Fatalnie wypadła też Częstochowa oraz dwa podwarszawskie powiaty Wołomin i Piaseczno, w których bez kontroli działało po 9-12 SKP. W co trzecim powiecie skontrolowanym przez NIK w taki sposób funkcjonowała ponad połowa podległych mu stacji.
Nawet jeśli udało się zorganizować kontrolę, to często przeprowadzali ją ludzie nieprzygotowani merytorycznie. Na przykład we wspomnianej już Częstochowie 22 kontrole nadzorował główny specjalista Wydziału Komunikacji Urzędu Powiatowego, który legitymował się tytułem magistra inżyniera… rybactwa śródlądowego. Podczas kolejnych 6 kontroli wspierany był przez kolegę inżyniera, specjalistę od unieszkodliwiania ścieków i odpadów.
Niestety, to nieodosobniony przypadek. O ile jeszcze brak wykwalifikowanej kadry można jakoś uzasadnić niskimi płacami w urzędach i niewielką liczbą odpowiednich ludzi na rynku pracy, o tyle w głowie się nie mieści fakt, że urzędnicy często bezkrytycznie „łykali” poświadczenia Transportowego Dozoru Technicznego (dokument kluczowy dla działalności SKP), na których zmieniano daty ważności. Co więcej, w jednym przypadku kontrolerzy przeoczyli, że SKP działa w oparciu o poświadczenie wystawione na poprzedniego właściciela stacji. W takiej sytuacji nie dziwią statystyki policji i Inspekcji Transportu Drogowego, których funkcjonariusze także zwracają uwagę na stan techniczny kontrolowanych pojazdów. Średnio 12 proc. ciężarówek i autobusów kontrolowanych przez ITD traci dowód rejestracyjny, w czterech z każdych pięciu przypadków – z powodu złego stanu technicznego.
Często zdarza się, że kierowca niesprawnego pojazdu kontrolowany jest w krótkim odstępie czasu i za każdym razem „papiery” ma w porządku, choć już na pierwszy rzut oka widać, że jego auto po prostu nie powinnno przejść badań technicznych (patrz przykład z ramki). Tylko w ubiegłym roku policja zatrzymała za zły stan techniczny pojazdów 313 tys. dowodów rejestracyjnych. Oznacza to, że średnio co 1,5 minuty funkcjonariusze zatrzymują na ulicy niesprawny samochód!Kierowcy przywykli do myśli, że coroczna (w większości przypadków) wizyta w SKP jest formalnością, a opłata za badanie – de facto podatkiem. Tymczasem system okresowych badań technicznych powinien być jednym ze sposobów ograniczania liczby wypadków drogowych i ich ofiar. Nieprzypadkowo w SKP bada się przecież stan hamulców, zawieszenia, opon i oświetlenia pojazdów.
„Uszczelnienie systemu kontroli spowodowałoby poprawę statystyk bezpieczeństwa ruchu drogowego o kilka procent” – ocenia Marek Konkolewski z Komendy Głównej Policji. Eksperci są zgodni, że w 90 proc. zdarzeń przyczyną wypadku jest błąd człowieka, ale trudno także nie dostrzec tego, że kierowca prowadzący samochód, w którym hamulce działają nierównomiernie, amortyzatory nie zapewniają wystarczającej przyczepności, opony są łyse, a w układzie kierowniczym czuć luzy, ma o wiele mniejszy margines bezpieczeństwa w razie popełnienia błędu.
Z raportu NIK
2 lipca 2008 roku policjanci zatrzymali do rutynowej kontroli autokar. Okazało się, że pomimo pieczątki w dowodzie rejestracyjnym, poświadczającej wykonanie badania technicznego zaledwie miesiąc wcześniej, autokar miał niesprawne światło mijania i spryskiwacz przedniej szyby, z miski olejowej ciekło, a co gorsza – brakowało dodatkowych badań wymaganych w przypadku autobusu z ogranicznikiem prędkości do 100 km/h i liczba wyjść awaryjnych była zbyt mała. Pięć godzin później funkcjonariusze ponownie zauważyli ten sam autokar na ulicy – wprawdzie usterki nie zostały usunięte, ale kierowca pokazał nowe zaświadczenie z SKP o wykonaniu badania technicznego, dopuszczające pojazd do eksploatacji.
Stacja WS/09 (Siedlce, woj. mazowieckie) przez dwa lata działała bez wymaganego prawem poświadczenia Transportowego Dozoru Technicznego. W tym czasie była dwukrotnie kontrolowana przez urzędników z UM Siedlce i choć prawo nakazuje sprawdzenie, czy stacja ma ważne poświadczenie TDT, gwarantujące że kontrole pojazdów wykonywane są zgodnie z przepisami, to jednak kontrolerzy problemu nie dostrzegli. Wyjątek? Nic podobnego: kolejnych sześć stacji (WS/02, WS/05/P, WS/07/P, WS/08/P, WS/11/P i WS/12/P) również „radziło sobie” bez poświadczenia. W rezultacie nielegalnie wykonano badania techniczne 10 226 pojazdów, za które stacje zainkasowały 1,2 mln złotych.
Dwóch diagnostów pracujących na jednej z SKP w Krakowie zostało przyłapanych na „dokonaniu wpisu do dowodu rejestracyjnego pojazdu niezgodnie z przepisami”. Urzędnicy UM Krakowa ostrzegli delikwentów, że jeśli to się powtórzy, mogą stracić uprawnienia do badania pojazdów.
Komentarz
Nie oszukujmy się: każdy z kierowców wie, że bez problemu można znaleźć dojście do „diagnosty” (celowo w cudzysłowie), który za „stówkę” podbije nam dowód rejestracyjny, nawet nie pytając, czy dany samochód w ogóleistnieje. Gorzej, że taką samą wiedzę mają urzędnicy, tylko nic z tą patologią nie robią. Przecież łatwiej postawić las fotoradarów, bo „prędkość zabija”, niż zastanowić się nad fenomenem, co sprawia, że w Polsce zły stan techniczny pojazdów jest przyczyną trzykrotnie mniejszej liczby wypadków niż w Niemczech. Mam nadzieję, że raport NIK okaże się kijem wsadzonym w mrowisko.