I tak – w Chicago nie zabrakło kilku wielkich pikapów, różnych wersji Forda Mustanga i różowych muscle cars, ale nie to nas interesuje. Czy znacie markę Scion? Jeśli nie, to tutaj znajdziecie o niej kilka smaczków.
W Chicago zadebiutował model tC 6.0. Nazwa nawiązuje do sprzętu komputerowego, gier i świata komórek, co jest fajne. Powstanie tylko 1100 sztuk tego modelu, który wyróżnia się niebieskim lakierem, czarnymi felgami i ciemnymi pasami wzdłuż nadwozia.
Do tego 200-watowy sprzęt audio, 160-konny silnik i śmiesznie niska cena (18600 dolarów). Fajne, niedrogie autko z charakterem. Aha – Scion to Toyota, więc miejmy nadzieje, że potrafi wyhamować…
Ford Edge Sport to crossover przyprawiony na ostro. Spójrzcie tylko na te 22-calowe, błyszczące felgi – czyż to nie fajne? Do tego kolor w stylu Ferrari i 305 KM pod maską.
Tak, wiem, niski prześwit i niskoprofilowane koła nijak się mają do terenowego charakteru modelu Edge, ale mam to gdzieś. Sportowy Ford jest fajny i już!
To dziwne, ale najciekawsze auto w Chicago pokazał producent z Korei. Kia, bo o niej mowa, poszła na całość i zaprezentowała futurystycznego sedana, który spala średnio 1,4 l/100 km i ma zasięg ponad 1200 km.
Jak to możliwe?
W zależności od warunków na drodze Kia korzysta ze 106-konnego silnika elektrycznego, 156-konnej benzynówki lub obu tych jednostek. Do tego aerodynamiczne nadwozie, niska waga i baterie słoneczne na dachu.
Mam nadzieję, że kolejny Magentis będzie wyglądał jak Ray, bo obecna wersja limuzyny Kii działa na mnie bardziej usypiająco niż kubek ciepłego mleka… Ray natomiast podnieca mnie jak Lady Gaga, gdy śpiewa do mnie "I want your vertical stick". Wiecie, co ma na myśli, mówiąc "chcę twoją sterczącą laskę"...