• Nie wszystkie argumenty prezesa UOKiK da się obronić
  • Kwota kary nałożonej na importera Volkswagena jest wielokrotnie wyższa niż wyznaczona przez jego włoski odpowiednik
  • Zdaniem polskiego importera Volkswagena, adresatem kary UOKiK-u powinien być... producent

Co z precedensowej w swojej skali decyzji UOKiK-u będą mieli konsumenci – nabywcy samochodów, które emitowały niezgodną z prawem ilość tlenków azotu? Nic. Tzn. będzie, a nawet jest chwilowa satysfakcja z decyzji nakładającej na importera samochodów z grupy Volkswagena karę w wysokości ponad 120 milionów zł, ale nie będzie z tego pieniędzy. Gdyby koncern zapłacił, i tak środki te popłynęłyby do budżetu państwa, a nie do prywatnych kieszeni nabywców aut. Jest jednak niemal pewne, że firma się odwoła i jest niemal pewne, że decyzja prezesa UOKiK-u się nie utrzyma w całości.

Na aferze dieslowskiej zęby połamali już sobie (początkujący?) prawnicy, którzy za pomocą pozwów zbiorowych usiłowali uzyskać od polskiego importera aut z grupy Volkswagena odszkodowania dla klientów. Nabywcy „trefnych” aut mieli podwójnego pecha: raz, że kupili samochody, które okazały się wadliwe w zakresie emisji spalin, a dwa – i to większy pech – że dali sobie wmówić prawnikom, iż przyłączając się do pozwu zbiorowego, mogą uzyskać odszkodowanie. Nie uzyskali, bo poszczególne przypadki nie były identyczne, bo źle wybrano adresata pozwu (zamiast pozywać sprzedawców, na co pozwala polskie prawo, za cel wybrano importera samochodów), a także nie potrafili wykazać, jakie konkretnie ponieśli straty, kupując wadliwy samochód. Tak to bowiem jest, że tylko niektórzy (nieliczni) klienci, wybierając samochód, zwracają uwagę na emisję spalin, bo świadomość ekologiczna rośnie. Większość jednak sprawdza, ile samochód kosztuje, jak jeździ i ile pali. „Trefne” samochody Volkswagena jeździły dobrze i mało paliły.

Jak szkodzi kierowcy nadmierna emisja tlenków azotu?

Dla wyjaśnienia: nadmierna, wykraczająca poza normy emisja tlenków azotu jest szkodliwa dla środowiska, ma wpływ na powstawanie lokalnego smogu, a powstaje ona m.in. w wysilonych silnikach spalinowych w warunkach wysokiej temperatury i wysokiego ciśnienia. Nadmierna emisja tlenków azotu nie oznacza większego zużycia paliwa czy pogorszenia osiągów auta.

Jest wręcz przeciwnie: ograniczenie emisji tlenków azotu wiąże się ze wzrostem zużycia paliwa i wzrostem emisji dwutlenku węgla (!) oraz z pogorszeniem osiągów auta. Ograniczenie emisji tlenków azotu wymusza też na producencie zastosowanie kosztownych i potencjalnie awaryjnych urządzeń.

Oto powód szwindlu Volkswagena: instalując oprogramowanie fałszujące wyniki testów, ograniczono koszty. Jednocześnie uzyskano znakomite wyniki w codziennym zużyciu paliwa i poprawiono osiągi aut. W USA przedstawiciele Volkswagena tłumaczyli klientom nawet (prawdę mówili!), że choć ich auta „w papierach” są bardzo porównywalne w kwestii zużycia do samochodów konkurenta (Toyoty), ale w codziennej eksploatacji są pod tym względem lepsze. Tyle, że w tle był „szwindel”.

Za co kara od UOKiK-u?

Wracając do decyzji UOKiK-u: karę na importera Volkswagena nałożono za kilka przewinień:

  • za rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji w materiałach reklamowych, które sugerowały, że samochody marek Volkswagen, Seat, Skoda i Audi są ekologiczne oraz spełniają wymogi w zakresie emisji tlenków azotu;
  • za informowanie w świadectwach homologacji oraz w świadectwach zgodności WE o nieprawdziwych parametrach emisji tlenków azotu. Trwało to od 2008 do stycznia 2016 r.;
  • za kierowanie wytycznych do sprzedawców tych samochodów, które sugerowały nieuwzględnianie reklamacji konsumentów, mimo istnienia ewidentnej wady. Trwało to do lutego 2016 r.

Z tych trzech zarzutów, o ile są na to wystarczające przed sądem dowody, najmocniejszy i najbardziej uzasadniony jest ostatni: importer instruował sprzedawców samochodów, jak unikać reklamacji klientów, jak tłumaczyć, że „czarne jest białe i białe jest czarne”. Zdaniem prezesa UOKiK-u za sprawą takiego postępowania wielu klientów mogło zrezygnować z dochodzenia roszczeń przed sądem.

Na marginesie: kara przydałaby się też dla prawników pewnego stowarzyszenia, którzy sugerowali klientom zasadność skorzystania z procedury pozwu zbiorowego. Gdyby indywidualnie pozywali sprzedawców, ich prywatne potyczki z „koncernem Volkswagena” mogłyby – przynajmniej w niektórych przypadkach – przybrać zupełnie inny obrót. A tak... pieniędzy nikt nie zobaczył, terminy przepadły.

To prawda – czasy się zmieniają i rośnie świadomość ekologiczna, również wśród Polaków.

Cofnijmy się jednak o parę lat – trefne pojazdy były produkowane od 2008 roku. Śmiem wątpić, czy ktokolwiek wtedy, może naprawdę pojedynczy nabywcy, pytał sprzedawców o emisję spalin samochodu, który zamierza kupić. Ktoś dziś pyta? Dla klienta liczy się: komfort jazdy, osiągi, zużycie paliwa. Zawartość NOx–ów w spalinach? Nie podaje się tego w folderach, bo kogo to interesuje... Moim zdaniem argument nie do obrony.

Diesle Volkswagena sprzed paru lat okazały się nie aż tak ekologiczne... Foto: Auto Świat
Diesle Volkswagena sprzed paru lat okazały się nie aż tak ekologiczne...

Kto winien afery spalinowej?

Wreszcie, do rozstrzygnięcia pozostają: czy – podobnie jak autorzy pozwów zbiorowych – prezes UOKiK dobrze (w odniesieniu do każdego z zarzutów) wybrał adresata kary? Można sobie bowiem wyobrazić, że polski importer nie miał świadomości, że z produktem jest coś nie tak (przynajmniej do pewnego momentu).

To nie były raczej wiadomości podawane do wiadomości kolegów z Polski, prawda? Krąg wtajemniczonych musiał być bardzo wąski. Być może produktów sprzedawanych w Polsce, które nie spełniają żadnych norm z powodu oszustwa wykonanego w kraju producenta, jest więcej – tylko o tym nie wiemy i nawet ich sprzedawcy nie wiedzą – no bo skąd? Też ryzykują, że dostaną wielomilionową karę?

No i kwota – nigdy wcześniej UOKiK nie nałożył podobnie wysokiej kary. A byłoby za co i byłoby kogo ukarać – choćby ubezpieczycieli, którzy drwią z klientów i za nic mają Rzecznika Finansowego, który ma pomagać osobom mającym problemy z uzyskaniem odszkodowań. Na banki – przecież ludzi naprawdę poszkodowanych przez instytucje finansowe jest wielu, ale kar te instytucje co do zasady nie płacą, choć UOKiK czasem je nakłada (ale nie w takiej wysokości). Na firmy, które ignorują niebezpieczeństwo pożarów w autach... Tak czy inaczej w porównaniu choćby do przewinień instytucji finansowych działalność polskiego importera samochodów Volkswagena jest niczym – ostatecznie naprawdę trudno jest poszczególnym klientom udowodnić, że coś konkretnego stracili i dokładnie ile, w każdym razie nie ucierpieli bardziej niż ich sąsiedzi oddychający tym samym powietrzem, prawda?

Zastanawiające jest też, że w Polsce żadna instytucja nie zadbała o przymusową naprawę wadliwych aut. Pozwolono na to, by ich właściciele sami wybrali: skorzystać z oferowanej akcji naprawczej i pogodzić się z ryzykiem wystąpienia usterek, czy nie skorzystać? Skoro te samochody do dziś jeżdżą niedostosowane do odpowiednich norm, to jak to jest: trują, są niebezpieczne, czy też nie są?

Dobrze, że UOKiK pokazał pięść, ale szkoda że na działaniu pod publiczkę (i chyba z myślą o potrzebach budżetowych – prawda?) się skończy. Gdyby poprzestano na kilkunastu milionach zł (jak we Włoszech – 5 mln euro), może by importer – dla świętego spokoju – zapłacił. A tak... sami zobaczycie. Polski importer Volkswagena już zapowiada odwołanie od tej decyzji, argumentując, że nie jest autorem oszustwa.

Stanowisko Volkswagen Group Polska

Volkswagen Group Polska nie widzi prawnych podstaw dla kary nałożonej przez UOKiK. W naszej ocenie Prezes UOKiK wszczął postępowanie przeciwko niewłaściwemu podmiotowi, spółka Volkswagen Group Polska jest bowiem jedynie importerem pojazdów i nie miała żadnej wiedzy o problemie emisji tlenków azotu w silnikach typu EA189. Po otrzymaniu decyzji z UOKiK i jej analizie podejmiemy stosowne kroki.

Pragnę zauważyć, że Grupa Volkswagen od 2016 roku prowadzi akcję serwisową związaną z silnikami Diesla EA189. Koncern skontaktował się z właścicielami samochodów przypisanych do polskiego rynku, zachęcamy także właścicieli samochodów zakupionych na rynku wtórnym do weryfikacji numeru VIN na stronach internetowych marek należących do Grupy Volkswagen i wykonania akcji serwisowej, jeśli będzie taka konieczność. Akcja jest oczywiście nieodpłatna. Urząd odpowiedzialny za homologacje potwierdził, że czynności serwisowe nie powodują niekorzystnych zmian w zakresie zużycia paliwa, mocy silnika, momentu obrotowego, czy poziomu hałasu. Chciałbym również podkreślić, że konsumenci w Polsce nie ponieśli żadnej szkody.

Odnosząc się do komunikatu prasowego UOKiK wskazującego przykłady Stanów Zjednoczonych i Australii pragnę zaznaczyć, że w krajach tych obowiązują inne regulacje dotyczące emisji spalin niż w Unii Europejskiej.