- Zasady, jak prowadzić prace remontowe przy drogach, są, ale nie ma mechanizmów kontroli, czy ktoś się do nich stosuje
- 77 proc. skontrolowanych umów „utrzymaniowych” nie uwzględnia zaleceń GDDKiA mówiących, jak minimalizować uciążliwości robót na drogach
- Od wykonawców nie wymaga się nawet uprzedzania o planowanych robotach przy drogach, które mogą spowodować zatory
Utrzymanie dróg to nie tylko małe i większe naprawy – to także sprzątanie i koszenie trawy. Większość tego typu prac może być prowadzona nocą albo – ostatecznie – w dzień o takiej porze, by powodować jak najmniej utrudnień. Zdaniem kontrolerów NIK-u komfortem kierowców nikt się specjalnie nie przejmuje, wielokilometrowe korki spowodowane niedbalstwem wykonawców albo brakiem nadzoru zamawiających prace to rzecz normalna, choć naganna. Najwyższa Izba Kontroli nie pozostawia suchej nitki na Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad.
Koszenie trawy, korek na 14 km!
NIK podaje przykłady skandalicznego łamania zasad, które obowiązują tylko teoretycznie, np. pod koniec maja 2018 roku na autostradzie A2 na pasie z Warszawy do Łodzi zorganizowano w ciągu dnia koszenie trawy. W „najlepszym” momencie w godzinach 16.00-17.00 korek miał długość 14 km, a prędkość pojazdów momentami spadała poniżej 10 km/h! 7 czerwca 2018 roku – też na A2, przy węźle Skierniewice, korek miał długość 4 km. Powód to...prace gwarancyjne. W jednym z przypadków pracownicy GDDKiA, towarzysząc inspektorom NIK, na widok tego, co się dzieje, kazali wykonawcom przerwać prace i wrócić nocą. Dało się? Dało! Szkoda, że wcześniej nikt się tym nie przejął. Przy okazji NIK wytyka GDDKiA, że w wielu krajach problem koszenia trawy rozwiązuje się inaczej: pomiędzy pasami ruchu sadzi się krzewy, których nie tylko nie trzeba ciągle kosić, lecz także jest z nich korzyść – zapobiegają oślepianiu kierowców przez pojazdy jadące z przeciwka.
Tablice i czujniki miejscami są, ale...
W Polsce jest tylko kilka odcinków autostrad wyposażonych w systemy monitorowania ruchu i tablice informacyjne, którymi można albo wprowadzać okresowe ograniczenia prędkości, albo np. informować kierowców o korkach. To za mało, a i tak z tego, co jest, w wielu miejscach się nie korzysta: na S8 w woj. łódzkim NIK doliczył się 55 tablic o zmiennej treści, których przez 6 lat w ogóle nie używano. Ale wcześniej odebrano i zapłacono. A np. na A4 stwierdzono przypadki błędnych danych podawanych kierowcom – chodziło o odległość od wypadku. W Warszawie, zamiast ostrzegać kierowców o ekstremalnym korku, podawano numer telefonu do... informacji drogowej. Skoro jesteśmy przy S8: część niewykorzystywanych tablic zepsuła się, a okres gwarancji już minął...
Informacje ze strony GDDKiA? Nie licz na nie!
NIK nie zachęca też do korzystania internetowego serwisu GDDKiA – według kontrolerów jest on niepełny i nieaktualny. I, co gorsza, wygląda na to, że jeśli nawet sytuacja się poprawi, to raczej nie szybko.