Po dwóch latach od załamania się południowokoreańskiej gospodarki wszystko wydaje się iść ku lepszemu.Większość produkcji dalekowschodnich fabryk spod znaku dwóch słońc jest przeznaczona na rynki zagraniczne - głównie do krajów azjatyckich i USA. Z czasem jednak ambicje producentów zaczynają wzrastać i Kia zdecydowała się na zaatakowanie bardzo wymagających rynków europejskich. Wcześniejsze modele tego koncernu budziły mieszane uczucia. Po blisko dwóch latach wspólnych prac na rynek ma trafić Kia Magentis (oficjalna premiera odbyła się na salonie paryskim) - model, którym Koreańczycy chcą nawiązać równorzędną walkę z markami europejskimi.Auto wielkością trafia w bardzo wymagający segment C/D - samochodów klasy średniej wyższej. W Europie do konkurentów Magentis producent zalicza nie tylko Volkswagena Passata, ale również Toyotę Camry.Czterodrzwiowa limuzyna robi wrażenie solidności. Duży, charakterystyczny dla pojazdów azjatyckich chromowany przedni "grill", zderzak ze zintegrowanym spoilerem (opcjonalnie wyposażonym w światła przeciwmgielne), z ostrymi przetłoczeniami na przedniej masce sprawiają, że auto z pewnością nie pomyli się nikomu z "europejczykami". Tył samochodu z dużymi lampami zachodzącymi na boki kojarzy się z poprzednim modelem Toyoty Camry. Całość nie stanowi może nadzwyczajnej mieszanki stylistycznej, ale też niczego Kii nie można zarzucić. Podobnie jak w przypadku nadwozia, również we wnętrzu nie ma żadnych eksperymentów designerskich, ale wszystko jest rozmieszczone poprawnie i logicznie. Bolączką Kii są nie najlepsze materiały wykończeniowe. Podobnie jak w przypadku innych produktów koncernu (oraz praktycznie wszystkich aut koreańskich) deski rozdzielcze oraz obicia tapicerskie foteli są utrzymane w szarościach, a same materiały nie są najlepszej jakości. Lepiej przedstawia się najbogatsza wersja z silnikiem 2.5 V6. Tu, oprócz skórzanej tapicerki siedzeń, znajdziemy drewniane inkrustacje nadające szarej desce trochę kolorytu. Samochody udostępnione do jazd testowych były egzemplarzami przedprodukcyjnymi. Nie jest więc wykluczone, że wytwórca zdecyduje się jeszcze na zmiany. Wygodne zajęcie pozycji z przodu przy takiej długości auta nikogo nie dziwi. Niespodzianką jest obszerność wnętrza z tyłu. Dzięki dość dużemu rozstawowi osi pasażerowie siedzący na tylnej kanapie nie będą mieli problemu co zrobić z nogami. Okazuje się jednak, że jest to rodzaj kompromisu - bagażnik ma pojemność 386 litrów. Producent na rynki europejskie ma oferować dwie benzynowe jednostki napędowe: 2-litrową o mocy 136 KM oraz mocniejszą 2.5 V6 (170). Odczucia po pokonaniu kilkunastu kilometrów samochodem wyposażonym w mniejszy silnik są mieszane. Nie chodzi tu o czasy przyspieszeń. Według danych producenta mniejszy silnik w sprincie do 100 km/h jest tylko o 2,4 sekundy gorszy od jednostki V6 z manualną skrzynią biegów. Wrażenia z jazdy obydwoma samochodami zdają się nie potwierdzać danych producenta. Wadą silnika dwulitrowego jest dość słaba elastyczność. Wartość 190 Nm jest osiągana przy 4500 obrotach, co powoduje, że przy niższych prędkościach obrotowych silnik ospale reaguje na wychylenia pedału gazu. Za to spalanie podawane przez Kię wygląda bardzo optymistycznie. Średni poziom zużycia benzyny silnika 2.0 określono na prawie 8 litrów na 100 km. Co dziwne, auto wyposażone w silnik o mocy 170 KM i manualną skrzynię biegów ma spalać tylko 9,2 litra. Dopóki samochód nie pojawi się w Europie, dywagacje co do ceny są mocno przedwczesne. W Korei Magentis (na rynku wewnętrznym sprzedawany jako Optima) ma kosztować około 20 tys. dolarów. Jeśli cena ta zostanie przeniesiona do Polski, Magentis może stać się konkurentem dla Daewoo Leganzy (77 tys. zł) oraz Hyundaia Sonaty (77 900 zł). Producent zapowiada standardowo 4 poduszki powietrzne, ABS oraz kontrolę trakcji. W wyposażeniu znajdzie sie również klimatyzacja (opcjonalnie automatyczna) oraz sprzęt audio. Należy przypuszczać, iż podobnie jak inne modele tego koncernu Magentis będzie posiadać trzyletnią gwarancję mechaniczną. W Europie auto ma pojawić się na rynku na początku 2001 roku. Piotr Burchard
Wielkie ambicje
Po połączeniu się obu firm przed dwoma laty przewidywania ekonomistów nie przedstawiały Kii w zbyt różowych barwach. Nie wiadomo było, czy marka zniknie z motoryzacyjnej mapy świata, czy też jako część znacznie większego Hyundaia zachowa swoją tożsamość.