"One są tu tylko dla zmylenia wroga, to atrapy dla szpiegów" - wyjaśnia 69-letni Daniel Dingel, z pochodzenia Chińczyk. Czy właśnie on uratuje świat i ludzkość przed brakiem ropy naftowej lub nadmiarem spalin?Jörg Wigand, nasz kolega z redakcji niemieckiego "Auto Bilda", pojechał obejrzeć tę rewelację. Wynalazca pokazuje swoje dzieła, które stworzył, by zupełnie normalny silnik benzynowy napędzać w sposób "alternatywny". Bez benzyny, metanolu czy gazu. Bez ogniw paliwowych i stalowego, wysokociśnieniowego zbiornika na wodór. Po prostu wodą z normalnego wodociągu. H2O. W komorze silnikowej znajduje się własnej produkcji urządzenie, które Dingel nazywa minireaktorem lub konwerterem. Ma wielkość akumulatora samochodowego. "Tu zatankowana woda jest elektrolitycznie rozkładana na tlen i wodór. Ta analiza przebiega pod wpływem prądu o natężeniu 5 do 10 amperów, pochodzącego z normalnego 12-woltowego akumulatora".Obok skonstruowane przez Dingela Coś, określane jako "generator pola elektromagnetycznego", który rozkłada dwuatomową cząsteczkę wodoru. "Atomy wodoru doprowadzam do silnika. Tam się mieszają z tlenem, doprowadzanym do komory spalania nieco później. Dochodzi do wybuchu, w następstwie którego uwalniana jest energia. A ta napędza moją Corollę. To naprawdę proste. Chwytasz?"Noooo, nie do końca... "Nie należy tego rozumieć tak dosłownie" - komentuje Ernesto Luis z filipińskiego Ministerstwa Nauki i Technologii w Manili. Ten utytułowany chemik od lat śledzi eksperymenty Dingela. Według jego wyjaśnień "...w warunkach pola elektromagnetycznego proton i elektron zostają odpowiednio ustawione w wodorze. W ten sposób Dingel kontroluje ilość wodoru dostarczanego do cylindra tak dokładnie, że jego samochód porusza się dzięki samej sile tkwiącej w wodorze". Ale jak to dokładnie robi, jest jego tajemnicą.Dwaj towarzysze Jörga Wiganda w tej wyprawie, Günther Brand - promotor wynalazków technicznych - i Dieter Klauke - inżynier zawodowo zajmujący się "rozbieraniem na sztuki" takich wynalazków, zaczynają się ze sobą kłócić. "Niemożliwe jest działanie zaprzeczające zasadom termodynamiki" - obwieszcza Klauke z typowo inżynierską pewnością siebie. W manilskim serwisie BMW mechanicy wprowadzają Corollę na stanowisko pomiarowe. Po kilku godzinach szef warsztatu dołącza do Klubu Zbaraniałych. Ma minę, jakby przed chwilą mu pokazano skrzydlatego konia. "W samochodzie nie ma benzyny. Nie ma w ogóle żadnego paliwa ani jakiegokolwiek źródła energii. Czuję się idiotycznie. Kto wyśmiewa tego człowieka, jest głupkiem, nie rozumiejącym, że to geniusz".Klauke spuszcza nieco z tonu: "Gdzieś tu przekroczono moje możliwości percepcji rzeczywistości. Jeśli to w ogóle choć ociera się o prawdę, ten człowiek jest nowym Einsteinem". Wieść niesie, że OPEC za cenę wielomilionowego kontraktu zobowiązała Dingela do powstrzymywania się od upubliczniania jego odkrycia. Pytany o te rewelacje Dingel uśmiecha się tylko i nie odpowiada.O wiele bardziej rozmowny jest na temat swej wizyty w Kraju Środka: "Chiński rząd jest tak bardzo zainteresowany, że oferuje mi trzy miliony dolarów za seryjne wdrożenie mojego wynalazku. Miesięcznie. Plus dom i kobietę".Hochsztapler? Możliwe. Ale pewnym faktom nie da się zaprzeczyć. Goście z Niemiec jeżdżą cały dzień jego "samochodem na wodę" w manilskim koszmarnym ruchu na stojąco, w korkach. Regularnie wysiadają i węszą przy obu rurach wydechowych ze szlachetnej stali, które wykonał osobiście Dingel. Nie czuć żadnych spalin. Na przyłożonej do wydechu białej chusteczce nie pozostaje żaden ślad ani zapach. Wygląda rzeczywiście, jakby wylatywała para wodna.Ale okazuje się, że największą tajemnicą Dingela jest olejek, który nazywa "elektromagnetycznym płynem" (EMF). Brunatna, gęsta ciesz ma według jego słów "za zadanie tak zamortyzować proces wybuchowego spalania wodoru, by metale w komorze spalania nie uległy zniszczeniu". Ten olejek to koktajl wykonany z ekstraktów południowoazjatyckich warzyw i kwiatów oraz ściśle tajnych chińskich aromatów. Także swego "EMF" Dingel nie wypuszcza z dłoni. Kto chce się czegoś dowiedzieć, musi poczekać, aż Dingel wleje go do silnika. A według wynalazcy silnik uzyskuje wówczas ogromny wzrost mocy."Ja dobrze wiem, że w to wszystko bardzo trudno uwierzyć - mówi. Ale już niedługo świat będzie mnie nosił na rękach jako zbawcę środowiska. Poza tym moje wodorowe auto uczyni mnie najbogatszym człowiekiem na Ziemi. Ale wszystkim się podzielę z moimi rodakami". Na razie - jak twierdzi - toczy się postępowanie patentowe w sprawie jego "wodnego silnika", który ma zużywać zaledwie litr H2O na 100 kilometrów. Pokazuje ogłupiałym Niemcom różne dokumenty, mające potwierdzić jego słowa, ale z rąk ich nie wypuszcza...Oczywiście, mimo że po dwóch wizytach Jörga Wiganda u Daniela Dingela wiadomo jedno: że nic nie wiadomo, dalsze "dochodzenie" jest w toku. Czegoś takiego nie odpuszczą przecież ani dziennikarze, ani - tym bardziej - przemysł motoryzacyjny. Co z tego wszystkiego wynika? Przede wszystkim nadzieja. Nadzieja, że Ziemia i ludzkość nie są skazane na ropę naftową i absolutny dyktat jej producentów oraz wytwórców paliw. Na wieczne zwiększanie podatków, akcyzy i innych obciążeń, jakimi wszystkie państwa na świecie coraz bardziej dręczą posiadaczy samochodów. Co prawda woda także jest w wielu miejscach kuli ziemskiej towarem deficytowym, ale o wiele łatwiej - i taniej - jest zlikwidować ten brak. Bo woda jest jednak towarem krążącym w geosferze w obiegu zamkniętym, a ropa naftowa może być tylko zużywana.Inny skutek ewentualnego potwierdzenia wymyślonych przez Dingela usprawnień to absolutne fiasko dokonań największych tuzów światowej motoryzacji. Co prawda Dingel, jak sam przyznaje, zniszczył co najmniej dziesięć silników, zanim osiągnął obecne wyniki, ale czymże jest taki koszt na tle wielomiliardowych nakładów BMW, Forda, Renault czy Mercedesa, poniesionych w celu wyprodukowania pojazdu pracującego na alternatywnym paliwie, a nadającego się - przede wszystkim ekonomicznie - do wprowadzenia do produkcji seryjnej.
Wybawca ludzkości?
Powered by ordinary water" - "Napędzana zwykłą wodą" - głosi napis na bagażniku wysłużonej Toyoty Corolli, należącej do starszego człowieka w dżinsach i T-shircie, najwyraźniej przedstawiciela gatunku domorosłych geniuszy. Ale czy rzeczywiście geniuszy? To ma być właśnie on? "Chyba największy wynalazca naszych czasów", jak o nim napisała Manilla Bulletin? I to jest pierwszy samochód na świecie napędzany wyłącznie wodą?Baśń z 1001 nocy? Dalekowschodnia abrakadabra? A może faktycznie sensacja na skalę światową? Upakowana do pełna komora silnikowa Toyoty poprzecinana jest rurkami, których tam nie powinno być.