Tymczasem rynek zareagował w sposób zgoła niespodziewany. Wbrew pozorom jednak wcale nie irracjonalny. Ropa jest towarem, którego cena regulowana jest czterema czynnikami. O jednym właśnie mogliśmy się przekonać.Po pierwsze, obowiązuje prawo popytu i podaży. Tak jak na całym świecie w odniesieniu do wszystkich towarów. Po drugie, znaczny wpływ na giełdę mają zapasy surowca. Każdy kraj magazynuje benzynę i ropę. W krytycznej sytuacji, kiedy podaż jest zbyt mała, by zaspokoić popyt, a żadnych oszczędności już się wprowadzić nie da, zapasy te są wpuszczane do rafinerii i na stacje benzynowe. Pozwala to zyskać na czasie i na sile pozycji podczas negocjacji z producentami ropy. Tak się składa, że kraje OPEC poza bogactwem spod powierzchni swego terytorium nie dysponują praktycznie żadnymi innymi towarami, na których mogłyby zarabiać. Uruchomienie zapasów jest więc niezłą bronią, choć wyłącznie demonstracyjną i obliczoną na krótki termin. Chodzi o pokazanie, że jeśli trzeba importerzy potrafią obejść się przez jakiś czas bez drogiego importu. Wiadomo, że w takiej sytuacji stratni będą i kupujący, i sprzedający. Po trzecie, znaczenie mają pora roku i pogoda. Wzrost konsumpcji paliw zawsze następuje w okresie wakacji oraz zimą.Przede wszystkim liczy się zima w Stanach Zjednoczonych. Kilkadziesiąt milionów gospodarstw domowych ogrzewanych jest olejem opałowym. Mrozy oznaczają duże zapotrzebowanie na to paliwo, a zatem i na ropę. Łagodna pogoda oznacza niewygórowany apetyt piecyków i spokój na rynku paliwowym. Po czwarte, istotne są naciski ekonomiczne krajów kupujących ropę. Ponieważ państwa arabskie poza piaskiem i szybami naftowymi mają mało urozmaicony krajobraz, więc zarobione pieniądze inwestują najczęściej w państwach wysoko rozwiniętych, czyli tam gdzie swą ropę sprzedają. W krytycznej sytuacji, a w ubiegłym roku taka była, kupujący ropę mogą zablokować inwestycje petromiliarderów. W dodatku wcale nie ostentacyjnie. Ot, wystarczy np. zmienić plan zagospodarowania przestrzennego połaci ziemi, gdzie powstają hotele za arabskie pieniądze, albo zwłoka z uchwałami umożliwiającymi rozwój firm giełdowych, w które włożyli pieniądze szejkowie. Administracja Billa Clintona zagroziła w ten sposób Saudyjczykom. Od tamtej pory ten największy eksporter ropy na świecie wyraźnie optuje za jak najmniejszymi obniżkami wydobycia.Jest w końcu i po piąte. Naiwne, ale - jak się okazało - skuteczne. OPEC obniża wydobycie, a sekretarz do spraw energii USA mówi na to, że jest zadowolony. Wszyscy odczytują to jako informację o dużych zapasach, dobrej prognozie pogody, zamrożeniu arabskich inwestycji i spadku popytu na rynku paliwowym.Właśnie z tą ostatnią metodą spotkaliśmy się w styczniu. Ustępujący ze stanowiska szefa do spraw energii USA Bill Richardson skomentował posunięcie producentów ropy z uśmiechem na ustach. Oczywiście, była jeszcze łagodna zima i całkiem spore zapasy w magazynach amerykańskich koncernów paliwowych. Wystarczył jednak głos jednego człowieka, że jest OK i ceny spadły w dół. Oby tak dalej, bo oznacza to brak podwyżek na stacjach benzynowych.
Zabawa wokół cen ropy
Prawo ekonomii mówi, że jeśli oferta jakiegoś towaru na rynku jest coraz mniejsza, a popyt nań nie spada, to jego cena rośnie. Zgodnie z tym ropa powinna pójść w górę.