Pod koniec lat 80. kombinat rolno-przemysłowy Igloopol był największym przedsiębiorstwem w południowo-wschodniej Polsce. Gospodarował ziemią o powierzchni 80 tys. ha i zatrudniał 35 tys. pracowników w różnych miastach. Powstał w 1978 r. na bazie chłodni przemysłowej w Dębicy, a jego dyrektorem był Edward Brzostowski.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoNa ulice Dębicy wyjechały trolejbusy. Wszystko dzięki Edwardowi Brzostowskiemu
Urodzony w Straszęcinie polityk i biznesmen nigdy nie ukrywał, że wieś, z której pochodzi, jest mu bliska. Tam zlokalizował jeden z zakładów Igloopolu po przejętym PGR-ze. Centrala w Dębicy nie tylko dawała miejsca pracy — Brzostowski zbudował wokół niej osiedle bloków, hotel, dom kultury, dom sportu czy stadion, na którym później Igloopol występował dwa lata w najwyższej lidze piłkarskiej.
Pod koniec lat 80. ub.w. Brzostowski stworzył linię trolejbusową pomiędzy dworcem w Dębicy a Straszęcinem, która jechała wokół tzw. Zatorza, wybudowanego wokół Igloopolu osiedla na północy miasta. Pierwsze pojazdy wyjechały na drogę 1 listopada 1988 r. — przejazd we Wszystkich Świętych był darmowy. Regularne kursowanie rozpoczęło się 12 listopada.
Według serwisu Stara Dębica pierwsze plotki o trolejbusach pojawiły się w połowie lat 80. Linia zataczała pętlę na północy Dębicy, a następnie mostem przez rzekę Wisłokę biegła do Straszęcina. Za mostem rozgałęziała się — jedna część biegła do dzisiejszego szpitala psychiatrycznego, a druga do okolic kościoła. Trasa miała 5 km.
W Dębicy chcieli wybudować kolejną linię. "Nie odpuszczał"
Trasa z dębickiego dworca do Straszęcina była pierwszym etapem planowanej inwestycji. Drugi zakładał rozbudowę połączeń do Latoszyna i Zawady — wiosek położonych po innych stronach miasta. Trolejbusy miały też jechać przez centrum Dębicy. Budowę kolejnej linii rozpoczęto w maju 1988 r., ale 25 sierpnia ówczesne władze miasta nie zgodziły się, by trasa biegła przez centrum.
Lokalne media piszą, że rada wstrzymała budowę w obawie przed rosnącą potęgą kombinatu i jej założyciela. Problemem było jednak m.in. zbudowanie trasy pod jednym z wiaduktów. Brzostowski i sami mieszkańcy protestowali, ale nic nie byli w stanie zrobić.
Sam Brzostowski był dumny z tego, co udało się mu stworzyć. "Lubił zapraszać znajomych z dużych miast na przejażdżkę i nie odpuszczał, gdy ktoś grzecznie odmawiał. »Może i jechałeś trolejbusem, ale na pewno nie takim, przez pola i lasy«" — mówił o Brzostowskim w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" Michał Listkiewicz, były prezes PZPN.
Igloopol upadł, a trolejbusy trafiły do Gdyni, Lublina i Tychów
Po Dębicy i Straszęcinie jeździły trolejbusy KPNA/Jelcz PR110E z serii prototypowej, było ich łącznie 10. I choć ostatecznie linia stała się właściwie wewnątrzzakładowa — korzystali z niej głównie pracownicy Igloopolu — to po latach jest miło wspominana przez mieszkańców.
— Byłam wtedy młodą dziewczyną, ale trolejbusy często mnie ratowały. Miałam wtedy praktyki w Straszęcinie, a często spóźniałam się na dworzec na pociąg. Na szczęście trolejbusy jeździły dość często, więc zawsze dojeżdżałam na czas. Na pewno było to dobre rozwiązanie — słyszymy od mieszkanki Dębicy.
Trolejbusy nie były rentowne, ale nie o to Brzostowskiemu chodziło. "Trudno wymagać, aby komunikacja miejska przynosiła zyski. W dzisiejszych czasach też to się nie udaje; komunikacja publiczna w miastach musi być dotowana, bo spełnia ważną funkcję w życiu miasta" — mówił w rozmowie z serwisem Dębica Nasze Miasto.
Kombinat upadł w 1990 r., niedługo po komunie. Z biegiem czasu stopniowo ograniczano kursowanie trolejbusów, a całkowita likwidacja przewozów nastąpiła w październiku tego samego roku. Pojazdy zostały sprzedane do Lublina, Gdyni i Tychów.
"To, co powstało, to była tylko część większego planu. W Straszęcinie miało powstać olbrzymie osiedle mieszkaniowe i dlatego w tej części zaczęliśmy budowę linii trolejbusowych. Jednocześnie przygotowywane były plany budowy osiedla, takiego na miarę tzw. Zatorza, które też przecież powstało na szczerych polach. Po roku 1989 rozpoczął się już tylko proces niszczenia dorobku pracy tysięcy ludzi, w tym również linii trolejbusowych" — mówił Brzostowski serwisowi Ziemia Dębicka.
Do dziś w Dębicy wzdłuż trasy pozostały niektóre słupy trakcyjne, które służą aktualnie za latarnie. Po latach pojawił się pomysł sprowadzenia jednego z trolejbusów do Dębicy. Nie chodziło o konkretnie te maszyny, które jeździły po drogach miasta, ale o ten sam model. Dębica do tej pory jest jedynym miejscem na mapie Podkarpacia, w którym jeździły trolejbusy.