"Clarkson kontra Polacy – czy mamy się o co obrażać?"

Nowa książka Jeremy’ego Clarksona „Świat według Clarkona 5: Przecież nie proszę wiele…” już na półkach polskich księgarń. Foto: Insignis Media
Nowa książka Jeremy’ego Clarksona „Świat według Clarkona 5: Przecież nie proszę wiele…” już na półkach polskich księgarń.

Część komentujących – jakby zupełnie wbrew prezentowanej w artykule tezie – nie oszczędziła sobie wycieczek personalnych pod adresem prezentera Top Gear, niewybrednie komentując jego charakterystyczną aparycję, co zainspirowało nas do postawienia sobie pytania: na ile takimi komentarzami przejąłby się sam ich adresat? Słowem: ile dystansu Clarkson ma sam do siebie i czy w ogóle zdarza się, że staje się obiektem własnych drwin? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, na warsztat wzięliśmy najnowszą wydaną w Polsce książkę Jeremy’ego Clarksona "Świat według Clarksona, część 5. Przecież nie proszę o wiele…".

Okazuje się, że dowodów na dystans Clarksona do siebie jest w niej wiele. Ot choćby fragment z felietonu, w którym Jeremy z nieukrywanym smutkiem dementuje pogłoski na temat swojego romansu z pewną piękną angielską dziennikarką:

"Wiem, że jestem trochę gruby, że moje włosy przypominają owłosienie łonowe i że mam zęby w kolorze dykty".

Brzmi to – praktycznie dosłownie – jak wiele "hejterskich" komentarzy pojawiających się pod wzmiankami o Clarksonie. Zresztą nie tylko; nadwaga prezentera "Top Gear" jest ulubionym tematem brytyjskich tabloidów, które od czasu do czasu zamieszczają wykonane przez paparazzich plażowe zdjęcia Jeremy’ego z jego wydatnym brzuszkiem, opatrując je złośliwym komentarzem. Clarkson odbija piłeczkę – opowiadając o swojej wizycie u krawca, który zdejmował z niego miarę, pisze:

"Obawiam się, że jego centymetr wyprodukowała ta sama firma, która robi wagi łazienkowe. Nic mnie nie obchodzą wyniki pomiarów: nie mam dziewięćdziesięciu sześciu centymetrów w pasie. Tak samo, jak nie ważę stu jeden kilogramów."

Zresztą w felietonie "Głowa mi pęka z zazdrości o kaca" winą za swoje problemy z nadwagą Jeremy obarcza alkohol.

"(…) przybiera dość zabawny wygląd – jakbym upchnął pod koszulą cały księżyc. (…) Staje się tak ogromny, że kiedy pochylam się, by zawiązać sznurówki, zaczyna napierać na moje płuca z taką siłą, że nie mogę złapać tchu. Kiedy biegnę, mój brzuch przeistacza się w gigantyczne wahadło, przelewając się z prawa na lewo z taką dynamiką, że czasem odnoszę wrażenie, jakby lada moment miał zerwać się z uwięzi".

Prezenter "Top Gear" cierpi też na inne przypadłości

Myli się jednak ten, kto sądzi, że prawo do drwin ze swojej nadwagi Clarkson rezerwuje wyłącznie dla siebie. W felietonie "Pisz śmiało, trollu – tylko zostaw swój adres i nazwisko" Jeremy stwierdza:

"(…) ani mi w głowie odbierać wam prawo do wyśmiewania się z ogromnych rozmiarów mojego brzucha. Każdy powinien mieć możliwość – oczywiście w granicach zdrowego rozsądku – powiedzieć prawie wszystko o wszystkich. Ale wyłącznie pod warunkiem, że zrobi to z otwartą przyłbicą".

Zostawmy jednak nadwagę Clarksona. Prezenter "Top Gear" cierpi bowiem na inne przypadłości. Jedną z nich jest pogarszający się słuch:

"(…) jakiś czas temu uświadomiłem sobie, że mój słuch nie jest już tak dobry jak kiedyś. Czy rodzina obdarzyła mnie współczuciem? Ależ skąd. Moja żona często się obrażała, zarzucając mi, że nie słyszę jej próśb, żeby nakarmić psa czy posegregować śmieci, ale za to propozycję wypicia lampki wina usłyszę z odległości trzech kilometrów. Oczywiście tylko wydaje mi się, że coś takiego mówiła. Pewności nie mam, ponieważ – jak już wspomniałem – jestem trochę przygłuchy".

Clarkson nie byłby jednak sobą, gdyby pod pretekstem użalania się nad swoim nieszczęściem, nie dogryzł któremuś ze współprowadzących program "Top Gear". Narzekając na trudności w rozumieniu tego, co mówią do niego jego dzieci, pisze:

"W wypadku Richarda Hammonda jest jeszcze gorzej. Kiedy nie usłyszę, co powiedział – a czasem naprawdę mam z tym trudność, ponieważ jego usta znajdują się dużo niżej niż moje uszy – po prostu nazywa mnie starym głuchym c***** (…)".

Od czasu do czasu Clarkson miewa kłopoty ze zdrowiem. Znosi je nader mężnie, starając się nie absorbować swoimi problemami innych domowników:

"Początkowo znosiłem swoją niedyspozycję bardzo dzielnie: jeśli ktokolwiek zorientował się, że jestem chory, to wyłącznie dlatego, że nie mówiłem o niczym innym".

Przykładów świadczących o tym, że Clarkson śmieje się z siebie, w nowo wydanym "Świecie według Clarksona 5" znajdzie się całe mnóstwo. Przezabawnie opisane perypetie z psami, parkowanie w Oksfordzie, polowanie na osy za pomocą kleju w sprayu, „selfie” z pewnym Norwegiem czy wycieczka do Albanii to ledwie kilka dowodów na dystans, z jakim Jeremy podchodzi do własnej osoby. I nawet te fragmenty, w których pozornie się wywyższa, noszą wyraźny ślad autoironii:

"Ludzie wysocy są wprawdzie ponadprzeciętnie inteligentni i kulturalni, ale każda wyprawa do sklepu z ubraniami daje nam posmak tego, jak musiało wyglądać życie czarnoskórego mieszkańca RPA w czasach apartheidu. Zwłaszcza jeśli mamy lekką nadwagę".

Na koniec – zmieniając nieco temat – odpowiemy na pytanie, czy w najnowszym "Świecie według Clarksona" występują jakieś nawiązania do Polski i Polaków i czy przypadkiem nie są dla nas… obraźliwe.

Owszem – w nowej książce Clarksona pojawiają się polskie akcenty, choć tym razem nie jest ich dużo. Już w pierwszym felietonie – "Ścigany przez chmurę pyłu" – Jeremy relacjonuje polski odcinek swojej europejskiej podróży, kiedy to wraz z Mayem i Hammondem pogubił się na styku trzech granic – niemieckiej, polskiej i czeskiej:

"Zupełnie skołowani, wjechaliśmy w jakąś polną drogę i utknęliśmy za jadącym przed nami traktorem. Wyglądało na to, że prowadzący go rolnik zgarnia błoto z pola i rozrzuca je po jezdni. Widok ten podniósł nas na duchu, bo kierowca traktora postępował bardzo nie po niemiecku".

Okazuje się jednak, że traktorzysta wcale nie musiał być Polakiem:

"(…) ponieważ [jednak] wszyscy Polacy przebywają aktualnie w mojej łazience, doszliśmy do wniosku, że gdzieś niedaleko musi być Praga".

Czyli po raz kolejny – apoteoza polskiego hydraulika, który w Wielkiej Brytanii musi odwalać kawał naprawdę dobrej roboty! W innym miejscu – w felietonie, w którym sprzeciwia się wejściu Turcji do Unii Europejskiej – Clarkson pisze:

"W przypadku Turcji problem polega na tym, że nie ma się wrażenia, iż jest ona częścią Europy. Polska – owszem. Tak samo Irlandia, a nawet Bradford. Ale Turcja wydaje się inna".

Co na to powiedzą Turcy – trudno powiedzieć. Może mają do siebie większy dystans niż my? No i ciekawe, dlaczego Clarkson za przykład przynależności do Europy stawia akurat Polskę i Irlandię? Przypadek? Czy ten kontekst jest dla nas obraźliwy, czy wręcz przeciwnie? Pewnie przekonamy się w komentarzach do tego artykułu. Tak czy owak, warto pamiętać o jednym. Otóż, jak spuentował jeden ze swoich 116 felietonów w swoim piątym już „Świecie” Jeremy Clarkson:

"(…) utrata zdolności do śmiania się? To najgorsze, co może wam się przydarzyć".

Cytaty pochodzą z książki Jeremy’ego Clarksona "Świat według Clarksona, część 5. Przecież nie proszę o wiele…" w przekładzie Michała Strąkowa, wyd. Insignis Media, Kraków 2014.