Wyciągarki nie montujemy bezpośrednio do nadwozia. Przytwierdzamy ją do płyty montażowej, którą odpowiednio solidnie kotwiczymy w nadwoziu. Właściwie wszystkie urządzenia mają zunifikowany rozstaw śrub montażowych: to 254x114 mm. Głównym problemem pozostaje więc wykonanie płyty oraz znalezienie miejsca na instalację. Producenci wyciągarek nie zastrzegają zazwyczaj konieczności dokonania montażu w autoryzowanym serwisie, co nie znaczy jednak, że warto brać się za to samodzielnie.Do wielu modeli samochodów kupić można gotowe płyty montażowe. Bez problemów znajdziemy takie np. do Jeepa Wranglera. Produkt firmy T-Max kosztuje 350 zł i znacząco upraszcza późniejsze działania. Mniej zadowoleni będą właściciele nowszych aut, np. Mitsubishi L200 obecnej generacji. Tu płyta montażowa kosztuje już ponad 3000 zł! W przypadku aut, których nie ma na liście, warto przyjrzeć się uniwersalnej płycie. Produkt T-Maxa kosztuje 350 zł, Warna - 430-520 zł (w zależności od szerokości 60-70 cm). Może się jednak okazać, że płyta taka nie będzie pasować (dobrze więc dogadać ze sklepem możliwość zwrotu) lub konieczne okażą się modyfikacje.W przypadku naszej Toyoty wypożyczyliśmy płytę T-Maxa, jednak była ona o kilka centymetrów za krótka (żeby objąć podłużnice) i trzeba było wykonać samodzielnie bardzo zbliżoną. Jeśli decydujemy się na takie rozwiązanie, należy pamiętać, że materiał nie powinien mieć mniej niż 6 mm grubości. Równocześnie z doborem płyty trzeba zastanowić się nad miejscem, w którym zamontowana zostanie wyciągarka. Dobrze obrazuje to przypadek naszej Toyoty. Oferuje ona dużo przestrzeni pomiędzy podłużnicami, a rolki wypadają wtedy dokładnie na zderzaku. Cała wyciągarka po montażu chowa się dyskretnie pomiędzy pasem przednim a zderzakiem. Jednak jeślibyśmy wybrali inną wyciągarkę (bez zintegrowanych przekaźników), mogłoby obejść się bez wycinania pasa przedniego. Można też płytę z wyciągarką położyć na ramie, ale wtedy musielibyśmy znacznie bardziej zaingerować w konstrukcję samochodu (głębiej wyciąć pas przedni, przysłonić chłodnicę itp.). Jeszcze inną metodą (rozwiązującą jednocześnie problem płyty) jest wymiana zderzaka przedniego na "off-roadowy". Poprawimy dzięki temu kąt natarcia, a wyciągarka będzie nieco wyżej.Płyta powinna być zamontowana do ramy (znacznie gorzej jest w przypadku nadwozi samonośnych) bardzo solidnie poprzez przykręcenie. Spawanie płyty do ramy traktować trzeba jako ostateczność. Płyta nie ma wtedy możliwości jakiegokolwiek przemieszczania się, a rama pracuje - co szybko doprowadzi do pęknięć.Jeśli zamontowaliśmy wyciągarkę, pozostaje podłączenie przewodów elektrycznych. Zarówno "plus", jak i "minus" ciągniemy bezpośrednio do akumulatora, żeby nie ryzykować straty napięcia na "masie". Obowiązkowy jest też montaż włącznika prądu o odpowiednim amperażu, w razie awarii pozwoli on na szybkie odłączenie źródła zasilania. Ile kosztuje montaż? W przypadku Toyoty czy Wranglera to 500--800 zł. Nowsze, bardziej skomplikowane auta wymagają dużo więcej pracy i wykonania (bądź zakupu) skomplikowanych płyt.Szybki montażCiekawym sposobem (mającym wiele zalet) jest zakup przenośnego kosza, w którym zamontujemy wyciągarkę. W samochodzie musimy mieć jednak charakterystyczne gniazda, służące do montażu haka holowniczego z kwadratowym "wejściem". Takie uchwyty zamontować można z przodu i z tyłu auta, dzięki czemu wyraźnie rośnie mobilność. Jednak na ciężką wyciągarkę z dużym koszem trzeba będzie znaleźć miejsce w bagażniku, co może być istotnym utrudnieniem. Interesujące rozwiązanie np. do pikapów, gdzie nie brakuje przestrzeni na "pace".Przypominamy o akcesoriachRazem z wyciągarką koniecznie trzeba zaopatrzyć się w "niezbędnik": torbę ze skórzanymi rękawicami, liną do opasania drzewa, szeklami i bloczkiem.Producent naszej wyciągarki zaleca, żeby w aucie zamontowany był akumulator o prądzie wyładowania minimum 650 A.
Bez fuszerki
W aucie znaleźć trzeba miejsce na zamontowanie solidnej płyty, do której przytwierdzimy wyciągarkę. Nie zawsze jest to proste, często brak miejsca lub odpowiednich punktów mocowania