Nikt chyba nie podważy sensu montowania wyciągarki w samochodzie wykorzystywanym choćby sporadycznie w terenie. Może się nawet okazać, że wtedy ma ona dużo większe znaczenie – jeśli samochód nie jest przygotowany do off-roadu (nie ma opon typu MT, wzmocnionego, podniesionego zawieszenia, itp.) to – gdy już zjedzie z asfaltu – terenowa pułapka unieruchomi go znacznie szybciej niż monstrum ekstremalnie przygotowane do taplania się w błocie.
Jako że drzew na naszych szlakach nie brakuje, wyposażenie pojazdu w wyciągarkę znacząco podniesie autonomię. Przy sporadycznym, bardziej turystycznym wykorzystaniu absolutnie wystarczającą opcją będzie „elektryk”. Konstrukcje mechaniczne czy hydrauliczne są o wiele bardziej skomplikowane i kosztowne, a zupełnie niepotrzebne.
Nie ma też co przesadzać z uciągiem wyciągarki. Najczęściej jest on „ukryty” w nazwie urządzenia. Wybrany przez nas model z oferty firmy Dragon Winch – Highlander 9000 nominalnie może pociągnąć 9000 funtów, czyli 4077 kg. To wartość wyraźnie przekraczająca dopuszczalną masę Nissana (2860 kg), ale też nie można zbyt oszczędzać. Przecież nie ciągniemy auta po równej drodze, a pod górę, wydobywając je z błota itp. A wtedy opory są dużo większe. Przyjmuje się, że do turystyki wystarczy współczynnik uciągu wyciągarki do masy auta na poziomie 1,5.
W naszym wypadku osiągnął on wartość 1,4. Do wyboru tego modelu przekonał nas również mocny silnik (aż 9 KM) oraz 2-letnia gwarancja. Poza tym producent bardzo aktywnie włącza się do sportu przeprawowego zachęcając zawodników do montażu swoich produktów, a nie ma chyba lepszej rekomendacji. Dodajmy, że wyciągarkę sprytnie dało się zmieścić przed chłodnicą i jest częściowo przysłonięta tablicą rejestracyjną, przez co na co dzień nie rzuca się za bardzo w oczy.
Test wyciągarki to sprawa szalenie trudna. Nie od dziś wiadomo, że w terenie nie da się tak samo „wkleić” dwóch identycznych samochodów. Warunki laboratoryjne też nie na wiele się zdadzą, bo tak naprawdę liczy się mnóstwo czynników: odporność sprzętu na działanie pod wodą, a nawet… trwałość lakieru na obudowie. Może nie ma onabezpośredniego wpływu na działanie, ale na estetykę – na pewno.
Można polegać na opinii użytkowników. To bardzo dobre źródło informacji, ale nie zapominajmy, że każdy ma inne podejście do sprzętu i jazdy off-roadowej. To samo bagno dla jednego może oznaczać ekstremalne przeżycie, dla innego zaś – lajtową przygodę w drodze do pracy. Różne jest też podejście do sprzętu. Część użytkowników wyłącza wyciągarkę zaraz jak się tylko zagrzeje, inni – trzymają wciśniętego pilota, dopóki coś nie „puści”.
Możemy przekazać pierwsze uwagi dotyczące Dragon Wincha. Zakopanego Nissana wyciągnął bez trudu. Przełączniki pracują lekko, lina rozwija się sprawnie, wszystko działa jak należy. Silnik zdaje się nie mieć kłopotu z ciężkim samochodem. Pracuje cicho i spokojnie, czuć drzemiącą w nim moc, mimo niewielkiego uciągu nominalnego. Ogólna jakość wykonania wzbudza zaufanie, raczej nie mamy obawy, żeby zaufać Dragonowi również w trudniejszej niż testowa sytuacji.