U naszych zachodnich sąsiadów pod pretekstem potrzeby obniżenia emisji dwutlenku węgla (rzekomo szkodliwego gazu, który wszyscy emitujemy w czasie oddychania) od kilku miesięcy trwa akcja polegająca na tym, że każdy, kto zezłomuje swoje dotychczasowe auto, otrzyma przy zakupie nowego lub prawie nowego pojazdu dotację w wysokości 2500 euro.
Podobne pomysły pojawiły się również wśród polskich polityków, ale na razie ich realizację skutecznie blokuje panujący kryzys.
Rada: jeśli Twoje dotychczasowe auto jest jeszcze w pełni sprawne, to wymiana go na nowy model porównywalnej klasy nie przyniesie korzyści ani dla środowiska, ani dla budżetu domowego.
Przyjrzyjmy się, czy wymiana starych, ale jeszcze zupełnie sprawnych aut na nowe rzeczywiście ma sens. Zacznijmy od kwestii ekologicznych. To prawda, że nowe auta emitują nieco mniej szkodliwych substancji od modeli sprzed kilku lat. Tyle tylko że zanim trafią na drogi, trzeba je jeszcze wyprodukować. A to nie tylko sporo kosztuje, lecz także obciąża środowisko.
Jeśli ktoś liczy na to, że na eksploatację nowego modelu będzie wydawał mniej, może się rozczarować. Problemem są wyższe koszty serwisowania, ubezpieczenia i o dziwo, większe zużycie paliwa. Informacje zawarte w prospektach nie mówią całej prawdy – aktualne modele są tak projektowane, żeby w znormalizowanych cyklach pomiarowych paliły jak najmniej. Tyle że cykle te mają się nijak do rzeczywistości. Według testów przeprowadzonych przez „Oldtimer Markt”, największy europejski magazyn o klasycznych autach, w porównywalnych warunkach Volkswagen Golf I z prostym silnikiem Diesla zużywa o 0,8 litra mniej na 100 km niż Golfa V z supernowoczesnym silnikiem TDI.
Utylizacja
Stare auta nie znikają bez śladu, trzeba się ich jakoś pozbyć. Wprawdzie coraz więcej surowców daje się z nich odzyskać, ale i tak, to co pozostaje, obciąża środowisko naturalne. Naukowcy szacują, że w trakcie złomowania zużywane jest ok. 5 proc. energii przypadającej na cały okres eksploatacji samochodu.
Pamiętaj o kosztach eksploatacji
Stare auta czasem się psują. Tyle że w przeciwieństwie do aktualnych konstrukcji da się je zwykle relatywnie tanio naprawiać. Często okazuje się, że rutynowy przegląd nowego modelu kosztuje tyle, co poważna naprawa kilkuletniego auta. Kilka przykładów: pompa wspomagania do Volkswagena Polo z lat 90. to ok. 1000 zł za markowy zamiennik, ta sama część do aktualnego modelu wymaga wydania ponad 2600 zł. W starszych autach awarię alternatora da się zwykle usunąć poprzez montaż nowego regulatora kosztującego kilkadziesiąt złotych. W nowych modelach często konieczna jest wymiana całego alternatora (nawet kilka tys. złotych) lub przynajmniej modułu za kilkaset złotych. Do tego dochodzą znacznie droższe materiały eksploatacyjne. Litr oleju silnikowego do nowoczesnego diesla kosztuje często tyle, co 5 litrów oleju do auta z lat 90.
Pozostaje jeszcze kwestia zużycia paliwa. Teoretycznie nowe modele palą znacznie mniej od swoich poprzedników, w praktyce bywa jednak inaczej. Z wielu niezależnych testów wynika, że w warunkach normalnej eksploatacji samochodu różnica między danymi producenta a faktycznym zużyciem paliwa może wynosić w skrajnych przypadkach nawet ponad 40 proc.! Wprawdzie nowoczesne silniki rzeczywiście są coraz bardziej efektywne, ale też w ciągu ostatnich kilkunastu lat auta stały się cięższe i o wiele lepiej wyposażone, co musi negatywnie odbijać się na zużyciu paliwa.
Produkcja aut
Produkcja samochodów jest bardzo energo- i materiałochłonna. Według szacunków różnych instytucji badawczych od ok. 10 do ponad 30 proc. energii zużywanej przez samochód w ciągu całego okresu eksploatacji przypada na jego wyprodukowanie. Do tego dochodzi jeszcze energia (a więc paliwo) potrzebna do przetransportowania nowo wyprodukowanego samochodu do nabywców.
Toyota Prius, uchodząca za auto wyjątkowo ekologiczne, zanim trafi na drogę, pokonuje pierwszych kilkanaście tysięcy kilometrów na pokładzie statku napędzanego silnikiem Diesla niespełniającym żadnych norm emisyjnych. Według obliczeń Waltera Stahela z genewskiego Instytutu Badań nad Żywotnością Produktów w przypadku aut średniej klasy, po to żeby bilans emisyjny wyszedł na zero, nowy pojazd musi zużywać przez pierwszych 375 tys. km o litr paliwa na 100 km mniej od auta, które zastąpił.
Dopiero po takim przebiegu „odrobi” równowartość energetyczną trzech ton ropy naftowej, którą pochłonęło wyprodukowanie go. Tylko które z nowych aut będzie się jeszcze do czegokolwiek nadawało po takim przebiegu? Prawdopodobnie żadne! Producenci coraz lepiej radzą sobie z opracowywaniem konstrukcji, które mają bezawaryjnie służyć tylko przez określony czas, a następnie psuć się tak, żeby nie było sensu ich naprawiać.