Z okienek samolotu podchodzącego do lądowania w Denver widać w zasadzie wyłącznie spalone słońcem równiny. Przesłonięte delikatną mgłą Góry Skaliste majaczą gdzieś w oddali i nie wydają się zbyt groźne. Ale o ich potędze przekonujemy się bardzo szybko: niewielkim odrzutowcem, obsługującym połączenie między Denver a położonym na wysokości 2 tys. metrów miasteczkiem Durango, rzucają silne turbulencje, a ze wszystkich stron groźnie sterczą górskie szczyty. Niektórzy nazywają tę część stanu Colorado „Szwajcarią Ameryki”.
Kiedyś jednak samolotów ani samochodów nie było, należało więc radzić sobie inaczej. Krótsze dystanse pokonywano konno, ale już pod koniec XIX w. pojawiła się kolej (patrz ramka na następnej stronie). Skorzystaliśmy z niej i my – nie ma zresztą lepszego sposobu na to, by dostać się z Durango do położonego w sercu gór Silverton.
Pociąg toczy się dość ospale, ale dzięki temu mamy czas na podziwianie widoków i robienie zdjęć. Po dotarciu na miejsce zaskoczenie: w Silverton asfaltem pokryto wyłącznie główną ulicę. Dużą część zabudowań stanowią saloony. Stylizacja jest lekko kiczowata, przywodzi na myśl spaghetti westerny. „Przyjmujemy gości tylko wiosną i latem” – mówi właścicielka baru Shady Lady. „Poza tym okresem leży śnieg i ludzie boją się tutaj zapuszczać” – dodaje.
Jest jednak środek lata, a przed nami stoją dwa modele Jeepa. O strachu mowy więc być nie może. No, nie do końca: mamy pewne obawy, czy komfortowy Grand Cherokee poradzi sobie w trudnych górskich warunkach. A czeka nas wspinaczka na wysokość niemal 4000 m n.p.m...
Wątpliwości znikają już po kilku chwilach: dotrzymujemy kroku jadącemu przed nami Wranglerowi. Pneumatyczne zawieszenie z regulacją wysokości, nowy silnik 3.6 V6/285 KM i reduktor robią swoje. Brak ramy? Nieodczuwalny.
Po drodze dech w piersiach zapierają nam nie tylko piękne widoki, lecz także rozrzedzone powietrze. Jak się jednak wydaje, stałym bywalcom na tej trasie (a jest ich całkiem dużo!) wcale to nie przeszkadza – po drodze mijamy rodziny z dziećmi i psami. Wszyscy wyglądają na zrelaksowanych i zadowolonych. Nic zresztą dziwnego, bo dla wielu osób takie podróże stanowią coś więcej.
Są ulubionym sposobem na spędzanie wolnego czasu, niekiedy wręcz stylem życia. Główny środek lokomocji: Jeep Wrangler w różnych wersjach nadwoziowych. Co jakiś czas mijamy też quady i motocykle.
Skoro Wrangler cieszy się tu taką popularnością, wsiadamy do niego i my. Od początku czuć, że w tej specyfikacji nie jest autem na szosę: opony huczą, coś takiego jak komfort w zasadzie tu nie istnieje... Co innego teren: tam gdzie Grand Cherokee już nieco się męczy, Wrangler 3.6 V6 ma jeszcze duże rezerwy – wyposażono go w ramę, poza tym jest lżejszy i zwrotniejszy (zwłaszcza w wersji 3d).