Logo
Jurajskie mistrzostwa off-road: krótko i treściwie

Jurajskie mistrzostwa off-road: krótko i treściwie

Autor Robert Rybicki
Robert Rybicki

Zwarta pętla kibicom ułatwia obserwację zmagań, załogom zaś – dojazd do seriwsu. Choć nie wszyscy kierowcy lubią rajdy „w kółko”, nie można odmówić im widowiskowości

Jurajskie mistrzostwa off-road: krótko i treściwie
Zobacz galerię (6)
Auto Świat
Jurajskie mistrzostwa off-road: krótko i treściwie

Impreza JMOR zapoczątkowała tegoroczny cykl rozgrywek „Rajdy Szybkie Poland Trophy”, w skład którego wchodzą też Lubuskie Mistrzostwa Off-road (Drezdenko, 17-18 VI) oraz eliminacja śląska zaplanowana na sierpień.

Pętla w kamieniołomie w Niegoniewicach miała około 2,5 km. Wysoka „korona” wokół niego znacząco ułatwia obserwację zmagań, dzięki czemu kibiców nie zabrakło i tym razem. Jak przystało na szybkościowe zawody typu cross country, nie przewidziano błotnych pułapek ani grząskiego piasku, które mogłyby unieruchomić auta – cała trasa była przejezdna bez problemu.

Ale wysoka moc nie jest tu najważniejsza – pętla stanowi spore wyzwanie dla amortyzatorów, które „nie mają gdzie odpocząć”. Ciasne fragmenty trasy wymagają uwagi (szczególnie ze strony kierowców aut), ale obok przygotowano też szerokie szutrowe i trawiaste odcinki.

W kategorii quadów czołówka była bardzo wyrównana, a obserwacja kolejnych przejazdów (często nawet przelotów!) jednego z braci Wiśniewskich czy Fabiana Czapli to duża przyjemność.

Nieco później na linii startu równoległego ustawiły się auta. Obok Jeepa załogi Lech-Polu (potężna maszyna na zwolnicach z motorem V8) stanęło niemal seryjne Pajero. Oglądaliśmy też Mercedesa ML, cały zastęp Nissanów Patroli oraz – reprezentujące klasę Challenge – Suzuki Vitary i Samurai. Start! Okazuje się, że nie trzeba budować monstrum, by wygrywać.

Po kilku kółkach było wiadomo, kto pojedzie „w czubie”. To np. Pajero 3.0, w którym Dariusz Kalisz zmienił tylko to, co najważniejsze – amortyzatory. Do zwycięstwa potrzeba jednak trochę szczęścia i taktyki. Dysponujący potężnym zapasem mocy Łukasz Lechowicz, widząc, że nie zaliczy więcej kółek niż konkurent, na ostatnim okrążeniu mocno przyspieszył, wykręcając rewelacyjny czas.

A to dodatkowe kryterium w klasyfikacji. Napięcie panuje do ostatnich minut również w klasie Challenge. Serwisanci jadącego po zwycięstwo Bartłomieja Pacygi wiele razy zachęcali go do zjazdu na tankowanie, on jednak wytrwale (i skutecznie) podążał aż do mety.

Autor Robert Rybicki
Robert Rybicki
Powiązane tematy: