Zawsze był synonimem luksusu i komfortu, ulubionym autem Brytyjskiej Rodziny Królewskiej, bogatych farmerów i posiadaczy ziemskich. Od 1970 roku, kiedy pojawił się na rynku, miał być wygodną terenówką. Tradycja ta kontynuowana jest do dziś, z tym, że zmieniło się wyobrażenie o wygodzie.
Range Rover jest tak bogato wyposażony i komfortowy, że coraz częściej służy jako reprezentacyjna limuzyna i cieszy tych, którzy lubią duże, masywne samochody.
Obecny model to już czwarta generacja i na pierwszy rzut oka od poprzednika różnią go tylko szczegóły. W rzeczywistości zmian jest jednak dużo więcej. Zachował samonośną konstrukcję, ale szkielet i poszycie nadwozia zostały przekonstruowane, a zastosowanie aluminium pozwoliło zaoszczędzić na masie. Łącznie, wliczając lżejsze podzespoły mechaniczne, Range schudł aż o 400 kg. To dużo.
Zyskał na dynamice i ekonomii na tyle, że do oferty wprowadzono 3-litrowego turbodiesla o mocy 258 KM. Silnik ten nie jest demonem siły, ale w zupełności wystarcza. Imponujące 600 Nm momentu obrotowego, w połączeniu z 8-biegowym automatem ZF, ponad 2-tonową limuzynę do „setki” rozpędza w zaledwie 8 s. Co prawda powyżej 120 km/h RR przestaje już być tak dynamiczny, ale wciąż jest szybki. Zaskakujące jest zużycie paliwa. Niemal udało nam się osiągnąć deklarowane przez producenta 7 l/100 km! Tyle właśnie Range Rover spalił w teście redakcyjnym na trasie przy prędkości do 100 km/h.
Oprócz diesla V6 do wyboru są: TDV8 (339 KM) i benzynowe: 3.0 V6 (340 KM) oraz 5-litrowe V8 o mocy 510 KM (oba Supercharged). Range Rover pomimo swoich gabarytów świetnie się prowadzi. Układ kierowniczy jest precyzyjny i podobnie jak zawieszenie pneumatyczne usztywnia się i dostosowuje do prędkości. Całość daje wrażenie, że samochód prowadzi się pewnie i intuicyjnie, nawet przy sportowej jeździe. Zawieszenie jest regulowane za pomocą miechów powietrznych. Można je obniżyć by łatwiej wsiąść na parkingu lub szybko jechać na autostradzie.
Do jazdy w terenie podnosi się bardzo mocno, a wybrać do tego należy odpowiedni tryb napędu. Terrain Response w trybie Auto sam dobiera parametry pracy silnika, skrzyni i zawieszenia. Oprócz tego dostępnych jest pięć innych trybów do jazdy po piasku, skałach czy głębokich koleinach. Najważniejsze, że oprócz automatycznych opcji w trudnym terenie można użyć nastawów indywidualnych. Należy wtedy maksymalnie podnieść zawieszenie, włączyć reduktor i wybrać sportowy tryb pracy skrzyni biegów.
W tej konfiguracji znacząco wzrasta prześwit, ale przed szaleństwem powstrzymują głośno pracujące poduszki powietrzne, które jakby ostrzegały, że tego nie lubią.
Range Rover zaskakuje swoimi zdolnościami w terenie. Pomimo rozmiarów, sporej masy i szosowych opon, świetnie sobie radził na stromych, śliskich podjazdach i zjazdach. W przypadku tych ostatnich bardziej strachliwi mogą użyć „asystenta”, który nie pozwoli się rozpędzić. Na szybkich, szutrowych partiach, RR prowadzi się stabilnie, a zawieszenie idealnie i cicho niweluje nierówności.
Kierowca i pasażerowie mają wrażenie, że płyną. W środku żadnych wstrząsów, zupełnie jak nie w terenówce. Imponująca jest podawana przez producenta głębokość brodzenia. To aż 90 cm.
Zdolności terenowe Range Rovera w połączeniu z luksusowym wnętrzem i komfortem podróżowania czynią z niego limuzynę, w której czujemy się bezpiecznie i pewnie. Nic dziwnego, że ten samochód trafia w gusta nie tylko entuzjastów marki, ale i celebrytów.
Trudno mu wytknąć jakiekolwiek wady, oprócz ceny oczywiście, bo ta jest kosmiczna. Rażą nieliczne detale, choćby stara grafika nawigacji czy imitacja wlotów powietrza na drzwiach. Cieszy fakt, że Range Rover nie odszedł od swojego stylu, zadowoli swoich fanów i przyciąga nowych nabywców.