Lancer Ralliart to długo oczekiwana odpowiedź Mitsubishi na Subaru Imprezę WRX. Ścigający się od lat w kategorii „supersportowy kompakt” Japończycy spod znaku diamentów oferowali do niedawna tylko topową odmianę, rywalizującą z Imprezą WRX STI. Ale nie każdy potrzebuje osiągów na najwyższym poziomie, dlatego powstała „zubożona” odmiana o mniejszej mocy.
Karoseria zbliżona do seryjnego Lancera Sportback ma swoje wady i zalety. Przeważają te drugie: funkcjonalność pozwalająca na codzienne wykorzystywanie i wysoka jakość. Pomimo rodzinnego przeznaczenia zachowano agresywny charakter nadwozia. Nikt chyba nie ma wątpliwości, z jaką wersją ma do czynienia. Świadczą o tym detale zewnętrzne, takie jak np. wloty powietrza na masce.
Silnik to prawdziwa katapulta – 240 KM robi wrażenie. Wciśnięcie pedału gazu w każdych warunkach zakończyć się może zerwaniem przyczepności, a nawet poślizgiem (póki nie zdąży interweniować ESP). Lepiej mieć się na baczności! W Ralliarcie zastosowano dwusprzęgłową skrzynię. To ciekawy wynalazek, szkoda jednak, że klient nie ma do wyboru również manuala. Automat działa nadzwyczaj sprawnie, szczególnie gdy agresywnie przyspieszamy. Zdarzają mu się jednak szarpnięcia – i to głównie wtedy, gdy prowadzimy delikatnie. Mocno zauważalne rozróżnienie pracy w trybach sport oraz normal. Bardzo skuteczne hamowanie silnikiem.Na szosie jest sztywno, dodatkowo uważać trzeba na studzienki, dziury itp. Taką cenę płacimy za dobre trzymanie się na zakrętach. Choć koledzy z działu Testy Auto Świata twierdzą że auto powinno bardziej kleić się do podłoża, nam w zupełności wystarczało.
Lancer Ralliart to klasyczny osobowy samochód wyposażony w napęd 4x4. O żadnym terenie nie może być mowy.Pozornie wysoka cena jak na auto kompaktowe, ale to dobrze wyposażony model, ze wspaniałymi osiągami. Bardziej przeraża spalanie: w mieście często przekraczało 20 l/100 km…